Podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody, jednak ile razy to robimy? No ja ostatnio coraz mniej... 30 lat i jakieś tam już doświadczenie nauczyło mnie, że jednak to nie ma sensu. Jednak od czasu do czasu jakiś diabeł mnie podkusi i popełniam ten błąd. I w teorii nie ma w tym nic złego, bo przecież każdy zasługuje na drugą szansę.
Inna sprawa kiedy tych szans już nie potrafimy zliczyć, a i tak... dajemy kolejną naiwnie się łudząc że ta druga osoba się zmieni. I nie ważne, że doskonale zdajemy sobie sprawę że to złudna nadzieja. I rzucamy się znowu w przepaść doskonale wiedząc, że na jej dnie czeka nas tylko sterta kamieni, potłuczone szkło i ciernie. I mimo, że dość wiele razy zastanawiam się co mną kieruje w tym wyborze nie potrafię znaleźć jednoznacznej odpowiedzi.
Może to strach przed samotnością, albo zmęczenie nią? Jednak nie ma to większego sensu ponieważ tak naprawdę nie jestem sama. A może to moja pycha nie pozwala mi uwierzyć, że ta osoba tak naprawdę tylko się mną bawi? Też nie jest to wyczerpująca odpowiedź... właściwie w kontaktach międzyludzkich nie mam na tyle pewności siebie, by wierzyć bym mogła być dla kogoś bezwarunkowo atrakcyjna. A jednak coś mnie popycha w tę przepaść desperacji.
Najzabawniej jest kiedy uświadamiam sobie, że tak naprawdę już nic nie czuje do tej osoby i daje się podpuścić, że mnie darzy wielkim uczuciem. I tu właśnie jest pies pogrzebany. Wierzę w te zapewnienia, bez problemu daje się omamić słodkim słowom bo mają one dla mnie równie duże znaczenie co dotyk. I chyba coś jest w tym zdjęciu wędrującym po sieci z napisem, że nieodpowiedni mężczyźni nauczyli się mówić odpowiednie rzeczy. No w moim wypadku akurat nie tylko nieodpowiedni mężczyźni. Tak więc nie dawajmy się ponieść emocjom wzbudzanym przez te słowa, bo dwie szanse to o już o jedną szansę za dużo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz