piątek, 26 kwietnia 2019

Zmiana płci

Uwielbiam ten termin używany w mediach na lewo i prawo. Już dawno temu przestałam się zastanawiać kto go wymyślił i czemu nie smaży się w piekle. Albo przemiana... przemienia to się poczwarka w motyla. A my korygujemy płeć i ten termin jest prawidłowy.

I doskonale rozumiem, że większości nie mieści się w głowie iż płeć to nie tylko to co się ma między nogami i istnieje coś takiego jak płeć mózgu. Niestety fakty jakie są takie są i nie jest to wymysł XXI wieku, transseksualizm towarzyszy ludziom i nie tylko ludziom od czasów powstania gatunku. I szczerze powiedziawszy lepiej to przyjąć do wiadomości niż walczyć z wiatrakami. Jeden taki co z nimi walczył został opisany w pewnej książce i nie skończył najlepiej.

Ale wracając do sprawy terminu "zmiany płci", zmienić to można skarpetki. Natomiast osoba transseksualna koryguje swoje ciało by pasowało do płci odczuwalnej. Jak ktoś mówi o zmianie płci od razu mam obrazy rodem z horroru gdzie mózg jest przekładany z jednego ciała do drugiego. A jako, że mam całkiem bujną wyobraźnię to nie jest to coś fajnego.

I o ile jestem w stanie zrozumieć niewiedzę szarego Kowalskiego, no bo w sumie co szarego Kowalskiego obchodzi transseksualizm... To dziennikarze powinni się wstydzić swojej niewiedzy i braku rzetelności w przygotowywanych przez siebie materiałach. Jest nawet gorzej bo termin zmiany płci jest używany przez same osoby transpłciowe i pokazuje jak bardzo niska jest wiedza w samym środowisku na ten temat.

Bo niestety prawda jest taka, że nie mamy co liczyć na wielkie zmiany w tej kwestii wprowadzone przez polityków, czy fundacje. Owszem szkolenia prowadzone przez różne fundacje wśród służb mundurowych, czy urzędników ułatwiają nam życie. Ale edukacja o problemie wśród szarego tłumu należy głównie do nas i to właśnie my w naszej codzienności i kontaktach z ludźmi budujemy ich wiedzę na temat transseksualizmu. Warto więc jednak poświęcić trochę czasu i dowiedzieć się czegoś więcej poza to, że od hormonów rosną piersi.

piątek, 12 kwietnia 2019

Jak to jest?

Nie raz i nie dwa zadawano mi pytanie: jak to jest urodzić się w nie swojej płci. I szczerze powiedziawszy jakbym nie odpowiedziała, to pytający i tak nie jest zadowolony. Rozbieżność między płcią fizyczną, a odczuwalną nie jest łatwa do opisania i nawet uciekając do wymyślnych metafor nie odda się w pełni problemu.

Zazwyczaj odpowiadam, że to trochę jak urodzić się w więzieniu i żeby z niego wyjść trzeba je przebudować. Ale oddaje to tak naprawdę tylko problemy związane z dysforią, a to jest kropla w czarze goryczy która musimy wypić. Bo przecież jest jeszcze mnóstwo innych płaszczyzn na których musimy się borykać z codziennością.

Zacznijmy od wyjścia z szafy i reakcji otoczenia, coming out może za sobą pociągnąć mnóstwo negatywnych skutków (oczywiście pozytywnych też). Jednak odrzucenie przez rodzinę, czy przyjaciół potrafi poważnie odcisnąć się na psychice. Zdarza się utrata posady, albo głupie żarciki w miejscu pracy. Dorosły przez długi czas może sobie z tym dawać radę, chociaż im dalej w las tym trudniej. Jednak młodzi są narażeni na szykany ze strony rówieśników, a młodzież potrafi być wyjątkowo okrutna i stąd już tylko jeden krok do tragedii.

Właściwie mogła bym tutaj odnieść się do mojego wpisu o małych - wielkich zwycięstwach, bo to co wydaje się dla cisnormatywnych proste, dla osób transpłciowych może przybrać formę zdobycia K2 w środku zimy. Osobiście najbardziej nie znoszę wizyt u lekarza, rozbierania się... Zresztą o rozbieraniu się też wspominałam przy kilku różnych okazjach.

Tak więc jeśli miała bym odpowiedzieć jak to jest w kilku prostych słowach, to zwyczajnie w świecie nie potrafię. To jest ciągłe zmaganie się z różnymi problemami, które dla większości ludzi nigdy nie będą zrozumiałe. Żeby zrozumieć transseksualizm trzeba być osobą transseksualną, bo żadne słowa nie oddadzą w pełni z czym się zmagamy. I wiele razy zdarzało mi się pocieszać znajomą transseksualną osobę, przy znajomych cispłciowych którym kompletnie nie mieściło się w głowie, że można robić wielkie halo z jakiejś błahej sprawy, która dla nich nie jest niczym niezwykłym.

wtorek, 2 kwietnia 2019

31 marca

Trochę spóźniłam się z tym wpisem, ale kilka ostatnich dni było dla mnie bardzo wyczerpujące i nie miałam siły by usiąść i napisać o tak ważnym dniu w kalendarzu osób transpłciowych. 31 marca to Dzień Widzialności Osób Transpłciowych, można powiedzieć że w pewnym sensie idealny dzień na coming out, ale nie o nim mam zamiar się rozpisywać.

Mimo wszystkich zmian jakie zachodzą w naszym kraju od wielu lat, to osoby transpłciowe cały czas najchętniej chowają się w przestrzeni publicznej. Natomiast te które wyszły przed szereg i zaczęły głośno mówić o sobie i swoich problemach... No cóż na każdy jeden pozytywny wizerunek trafi się chociaż jeden negatywny.

I nie chodzi mi tutaj o telewizje, bo w niej można znaleźć mnóstwo pozytywnych przykładów ludzi którzy po prostu chcą żyć. Pije przede wszystkim do internetu, gdzie publikować można wszystko i bardzo łatwo natrafić na przeróżne osoby. Które ani swoją wiedzą, ani sposobem bycia nie budują zbyt pozytywnego wizerunku dla całej społeczności.  Oczywiście podobno nie ważne jak mówią, ważne że mówią... jednak ta zasada nie sprawdza się we wszystkich sytuacjach.

Jakby nie patrzeć nie musimy pomagać ludziom którzy z radością patrzą na wszelkie potknięcia nie tylko środowiska transpłciowego, ale i całej tęczy. A z własnego doświadczenia wiem, że jedna historia może zmienić podejście wielu ludzi do naszej małej społeczności. Tak więc młodzi, wy którzy żyjecie w internecie i telewizja nie jest dla was podstawowym źródłem informacji... zakładajcie blogi! Kręćcie niesamowite vlogi i pokazujcie, że wcale nie różnimy się od cisnormy. Że żyjemy takim samym, a nawet często dużo trudniejszym życiem i wcale nie stanowimy jakiejś abominacji społecznej. Wasze historie mogą zmienić świat.