poniedziałek, 31 grudnia 2018

Życzenia Nowo Roczone

Kochani Moi,
Życzę wam pełnego szczęścia, zdrowia, miłości i zrozumienia Nowego Roku 2019. Niech upłynie wam w najlepszy z możliwych sposobów jaki możecie sobie wyobrazić.

piątek, 28 grudnia 2018

Nowy Rok

Minuta za minutą, godzina za godziną i dzień za dniem zbliża się koniec roku, a wraz z nim początek nowego. Każdego roku staram się robić sobie podsumowanie mijającego roku i taki też cel ma mieć ten post. Przeanalizuje nieco rok 2018 i spróbuje go podsumować.

Zacznę od rzeczy negatywnych. bo szkoda było by kończyć przemyśleniami o rzeczach złych. Pierwsze półrocze było dla mnie ciągłym stresem i walką o siebie. Bezustanne nerwy sprawiły, że znowu nieco posiwiałam, a koszmary zaczęły mnie nawiedzać prawie noc w noc.  Właściwie to samo dotyczy sfery uczuciowej, większość czasu spędziłam na bezsensownej walce o osobę, która miała to w głębokim poważaniu i tuż przed zakończeniem tego roku definitywnie zakończyła znajomość... Co było w sumie bardziej zabawne niż przygnębiające.

Dużo nerwów kosztowała mnie też sprawa sądowna o uzgodnienie płci, która niestety ciągnie się dalej. Takiego zawieszenia nie życzę nikomu, bo strasznie to męczy psychicznie i ciężko czasem zachować równowagę, albo odzyskać ją po rozsypaniu się w drobny mak. Tak więc pierwsze pół roku było dla mnie bezustanną nerwówką.

Ale druga część roku rozbłysnęła nadzieją. Udało mi się zamknąć kilka naprawdę trudnych spraw mam nadzieję że na dobre, albo chociaż bardzo długi czas. Poznałam kilka niesamowitych ludzi, którzy przywrócili mi wiarę w dobro. Postanowiłam rozpocząć pisanie tego bloga, który o dziwo okazał się strzałem w dziesiątkę, a wraz z nim pojawiły się nowe pomysły na wyrażanie siebie.

Podjęłam za namową dwóch przyjaciółek decyzję o powrocie w światło reflektorów i mimo licznych obiekcji jestem z tego zadowolona. Największym zaskoczeniem jednak było dla mnie pojawienie się w moim życiu ponownie mojej mamy. I ciężko opisać wszystkie emocje towarzyszące temu zdarzeniu. Mogę powiedzieć tylko, że nie było to łatwe i że jeszcze spora droga przed nami.

Tak więc mimo wszystko rok 2018 był dla mnie dobry, mimo całego stresu i bólu jaki musiałam pokonać. A rok przyszły rozpocznę przepełniona nadzieją, że moje życie zmieni się na lepsze.


sobota, 15 grudnia 2018

O rozstaniach słów kilka

Dwie litery, no ewentualnie jedno słowo skreślają mnie jako ewentualną partnerkę w oczach większości ludzi których spotykam na swojej drodze. I w teorii wraz z mijającym czasem radzę sobie z tym coraz lepiej. Uodporniłam się i nie chce wyć z bezsiły uwięziona w spirali niezrozumienia i strachu.

Na dobrą sprawę jest to śmieszne, póki nie wyoutuje się przed zainteresowaną mną osobą jestem wspaniała. Komplementy sypią się z każdej strony i jestem odmalowywana w samych superlatywach. I zachwyt ten nie krąży tylko w koło urody, ale i intelektu oraz poczucia humoru. Właściwie nie ma cechy nad którą by się nie zachwycali adoratorzy. I wiem, że nie brzmi to zbyt skromnie jednak każda kobieta która chociaż raz wpadła komuś w oko to zna.

Ale niech tylko wspomnę o tym, że jestem transseksualna. Działa to trochę jak dotknięcie magicznej różdżki, od razu staje zupełnie inną osobą w oczach odbiorcy. Można nawet powiedzieć, że przez to zaczęłam traktować wychodzenie z szafy jako test ewentualnej partnerki/partnera. Bo może i jestem dziwna, ale uważam że taka nagła zmiana nastawienia do osoby która mnie w teorii pociąga nie jest normalna.

Bywają jednak dni kiedy nie jestem w stanie przełknąć tego w łatwy sposób. Kiedy komuś już się uda przejść przez moją serię pytań i zaczynam wierzyć w jego dobre zamiary wyłącza mi się ostrożność i można powiedzieć, że łykam wszystko jak ryba. To chyba taki urok osób emocjonalnych, że zatracają się w uczuciach do drugiej osoby i zaczynają ją wybielać ze wszystkiego, oraz ślepnąć na coraz wyraźniejsze negatywne zachowania.

I właśnie przy takich osobach, gdy po jakimś czasie budowania relacji ona skreśla z powodu transseksualizmu, który przecież przez tak długi czas nie przeszkadzał mam ochotę wyć do księżyca wraz z wszystkimi okolicznymi przedstawicielami psowatych. Ciężko sobie poradzić z myślami które pojawiają się w takiej chwili. Na pytania rodzące się w głowie nigdy  już nie dostanie się odpowiedzi, a dotyczą one głównie tylko jednego: czemu nagle zaczął jej/jemu przeszkadzać fakt, że jestem ts.

I dopiero z czasem przychodzi do głowy ta sama odpowiedź, odpowiedź której nie chcesz do siebie dopuścić bo zabija równie skutecznie co wbity w serce nóż. I to jest coś do czego może i da się przywyknąć - chociaż mi nie udała się ta sztuka. Jednak świadomość bycia ciekawostką, czy też sposobem na zaspokojenie fantazji kogoś kto naoglądał się za dużo filmów pornograficznych z tzw. shemale i nie umiejącego się przyznać, że tylko o to mu chodzi... nie jest łatwa do przyswojenia.


sobota, 8 grudnia 2018

Filmy na święta

Powoli wpadam w przedświąteczny szał gotowania i sprzątania, a co za tym idzie z mojego monitora praktycznie nie znikają filmy o tematyce świątecznej. Postanowiłam więc, że podzielę się z wami moimi ulubionymi tytułami, które są corocznymi pewniakami które obejrzę. Pewnie je znacie, albo może już o nich zapomnieliście.

Na pierwszy cel wybrałam film "Grinch: świąt nie będzie", scenariusz jest oparty na książce Dr. Seussa. W roli tytułowego Grinch'a zobaczymy Jim'a Carrey'a, ale mniejsza z tym przyjrzyjmy się samej fabule. Na płatku śniegu znajduje się świat w którym mieszkają Ktosie uwielbiający Boże Narodzenie, a wśród nich grasuje Grinch który nienawidzi tego radosnego okresu i robi wszystko by zepsuć zabawę innym Ktosiom. Jednak mała dziewczynka postanawia poznać historię przerażającego Grinch'a i sprawić by pokochał święta. Oglądając ten film warto zastanowić się kto tak naprawdę jest w nim zły i o co naprawdę chodzi w Bożym Narodzeniu.

"Opowieść Wigilijna" to tytuł którego nikomu nie trzeba przybliżać i tutaj najpierw polecę dwie łatwiejsze animowane interpretacje książki Dickensa. "Opowieść Wigilijna Myszki Miki" w której w roli Scrooge'a zobaczymy samego Sknerusa McKwacza, oraz "Opowieść Wigilijna Muppetów" obydwie są bardziej przystępne dla dzieci, a i dorośli nie raz się uśmiechną na widok Goofego, czy pacynek z Muppet Show. Natomiast dla bardziej dojrzałych widzów gorąco polecam moja ukochaną adaptację z roku '99, w której mistrzowsko w rolę Ebenezera wciela się Patrick Stewart.

I kolejna animacja w moim zestawieniu "Ekspress Polarny" w którym Tom Hanks nie raz sprawi, że się uśmiechniemy. Jest to wspaniała historia o chłopcu który przestał wierzyć w Świętego Mikołaja i rusza w pełną przygód podróż na Biegun Północy by odnaleźć magię świąt i poznać nowych przyjaciół. Kolejny tytuł który możemy równie dobrze obejrzeć sami jak i z pociechami.

A na koniec zostawię sobie dwa mniej znane i polskie filmy które nie mniej emanują świątecznym ciepłem niż poprzednie tytuły. Pierwszy to "Świąteczna Przygoda" w którym małą Angelika stara się zebrać pieniądze na uratowanie domu dziecka w którym mieszka. W filmie tym zobaczymy Pawła Burczyka w roli pechowego Anioła Śmierci. Drugim dużo cięższym filmem jest "Noc Świętego Mikołaja" w którym dwóch więźniów za dobre sprawowanie może z okazji świąt rozdać prezenty w domu dziecka. Jest to film przy którym nie raz zakręciła mi się łza w oku i uważam go za świetną alternatywę dla osób zmęczonych Kevinem. Zbigniew Buczkowski w roli jednego ze skazańców udowadnia, że jego gra aktorska jest pierwszego sortu.

Oczywiście to nie są wszystkie moje ulubione filmy, ale tytuły takie jak "Szklana Pułapka" są rok w rok wałkowane w telewizji. Ja chciałam natomiast przedstawić wam kochani ciekawe alternatywy dla tego co dostajemy co roku. Mam nadzieję, że skusicie się na obejrzenie chociaż jednego filmu z mojej listy, a sama uciekam do lepienia pierogów.

niedziela, 2 grudnia 2018

Coraz bliżej święta...

Dawno nie było nowego wpisu, ale ostatnio tak wiele się dzieje w moim życiu, że nie mam głowy na wymyślenie ciekawego tematu  na post. Jednak nadszedł grudzień, a w raz z nim w powietrzu coraz bardziej czuć święta. Boże Narodzenie to dla jednych jeden z najprzyjemniejszych okresów w roku, a dla innych jeden z najtrudniejszych do wytrzymania.

Przyznaje się, że osobiście zaliczam siebie do tej drugiej grupy. I chyba znowu szykuje mi się bardzo osobisty wpis... Jednak najlepiej opisywać problemy opierając się na własnych doświadczeniach. A ja mimo, że od dawna nie wiem co to samotność w święta i tak bardzo ciężko je znoszę wracając w tych dniach do wspomnień z domu rodzinnego. 

I właśnie do tego zmierzam... samotność w święta bywa zabójcza. I nie ważne czy się wierzy, czy nie. Dla większości ludzi święta nieodłącznie kojarzą się z rodzinnym ciepłem, a kiedy rodzina nas nie akceptuje, gdy nie możemy usiąść przy wigilijnym stole wraz z najbliższymi coś w środku nas pęka. Oczywiście jest wiele innych powodów by Boże Narodzenie było trudnym do zniesienia czasem. Jednak nie zamierzam się na ten temat rozpisywać i zatrzymam się przy tej samotności.

Warto w tym czasie przejść test na dobrego człowieka. Przemyśleć kto z naszych znajomych rok w rok jest sam i czy aby na pewno nie sprawia mu to bólu. Zaproszenie takiej osoby do siebie może nie tylko jej rozjaśnić przyszły rok, ale i może ochronić przed zrobieniem sobie krzywdy. Depresja w tym czasie atakuje jak rozjuszony byk na corridzie, a wraz z nią pojawiają się często myśli które mogą wydać się zbyt kuszące. Warto wyciągnąć dłoń... warto być człowiekiem. 

piątek, 16 listopada 2018

20 listopada

Rok 1999 Gwendolyn Ann Smith ku pamięci bostońskiej działaczki Rity Huster, która została zamordowana w Allston w stanie Massachusetts rozpoczęła jedną z najważniejszych tradycji dla środowiska osób transpłciowych na całym świecie.

20 listopada to dla nas wszystkich dzień zadumy, dzień w którym pochylamy głowy nad ofiarami przemocy, braku zrozumienia/akceptacji naszego problemu przez który i tak cierpimy niemiłosierne katusze nie zważając na kraj i podejście w tym kraju do transseksualizmu.

20 listopada to Dzień Pamięci Osób Transpłciowych. To dzień w którym wszystkie społeczności osób transpłciowych wyciągają i czytają długą listę ofiar przemocy i bezsilności w swoim dążeniu do bycia sobą. Bo padamy ofiaramy nie tylko osób mających problem ze zrozumieniem nas. Depresja zbiera krwawe żniwo wśród osób transpłciowych. Ofiar samobójstw niezliczona ilość, a statystyka nie jest w stanie powiedzieć tak naprawdę jak wiele osób przeszło ostateczną granicę bezsilności z tego powodu.

Dlatego dziś, gdy piszę ten post kilka dni przed 20 listopada. Reagujcie na agresję wobec swoich transpłciowych znajomych, interesujcie się nimi i ich problemami. Nasze życie jest bardzo skomplikowane i wiele z nas nie radzi sobie z tym wszystkim. Hormony nie zmieniają nas tylko fizycznie, ale i psychicznie. Bardzo często nie jesteśmy w stanie się obronić lub poradzić z najprostszymi rzeczami które dla każdej cispłciowej osoby są banalne.

20 listopada - zapal świeczkę za tych którym życie nie dało szansy. Za tych którym drugim człowiek nie dał szansy. Zapal świeczkę by pamiętać, że osoba transpłciowa nie jest gorszym człowiekiem od Ciebie. Ma uczucia i problemy których często Ty nie jesteś sobie w stanie wyobrazić. 20 listopada to nasz własny dzień Wszystkich Świętych.

piątek, 2 listopada 2018

Płeć i seks

Płeć i seks. Tematy na tyle kontrowersyjne w naszym kraju, że mogą spokojnie stanąć w jednym rzędzie z polityką i religią. Nie będę tutaj namawiać do zmiany sposobu życia, jak już wielokrotnie mówiłam różnorodność to jedna z najpiękniejszych rzeczy na świecie. Po prostu mam ochotę podzielić się z wami moimi przeżyciami w tych dwóch ściśle powiązanych ze sobą sprawach.

Jako osoba transseksualna bardzo szybko odkryłam, że płeć w uczuciach nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Sama przez tak długi czas byłam zmuszona do życia pomiędzy obydwoma płciami, że ani jej fizyczny ani społeczny aspekt nie wpływa w żadnym stopniu na mój wybór drugiej połówki. Zresztą jak już kiedyś pisałam płeć nie determinuje naszych pasji, czy tego czym się zajmujemy w życiu. To nie ona wpływa na to jakimi jesteśmy ludźmi.

Do tego oczywiście dochodzi seks. Jakby nie patrzeć jest on istotną częścią naszego życia, jednak biorąc przez lata hormony moje potrzeby spadły praktycznie do zera. Jestem można powiedzieć wolna od wyścigu reprodukcji zapisanego w naszym kodzie genetycznym. I o ile gdzieś tam w głowie od czasu do czasu zapali się czerwona lampka rozsądku, głównie z powodu higieny psychicznej to przez większość czasu nawet nie myślę o seksie.

I teraz połączmy te dwa elementy w całość. Poznając jakąkolwiek osobę na pierwszym miejscu stawiam na to jaką jest osobą, jakie ma poczucie humoru, jaki charakter. Czyli dosłownie rzecz biorąc jak się przy niej czuje. Nie jestem związana przez społecznie narzuconą normę - nie masz faceta, dzieci to nie jesteś szczęśliwa. A dzięki temu mogę spokojnie szukać swojej drugiej połówki nie słysząc bez przerwy w głowie: "musisz".

A i trzeba pamiętać o tym, że nie mam w sobie potrzeby przekazywania dalej genów. Zresztą bądźmy szczerzy jako transseksualna kobieta, poza adopcją nie mam żadnych możliwości by być matką. I o ile parę lat temu miałam atak uczuć macierzyńskich, to po licznych długich rozmowach z samą sobą wiem że brak możliwości bycia matką nie jest tragedią. Można się realizować na tylu płaszczyznach, że to się w głowie nie mieści. Jednak jest to myśl do której trzeba wewnętrznie dojrzeć inaczej ciężko się z nią pogodzić.

Płeć i seks. Można powiedzieć, że jestem w pewien sposób uwolniona z tych łańcuchów, chociaż nie każdy podchodzi tak do tych pojęć. Jednak dzięki temu mam o wiele mniejsze szanse na popełnienie błędu. Żyje w świecie czystych emocji i kieruje się głównie swoimi odczuciami. Kotwica podniesiona, żagle na maszcie, kierunek szczęście.  
 


poniedziałek, 29 października 2018

I znowu o związkach

I znowu wracam do mojego ulubionego tematu rzeki, ale związki to temat wdzięczny i praktycznie bez możliwości wyczerpania. A przyznaje się bez bicia, że czasem brakuje mi pomysłu na cotygodniowy wpis, ale do tego wrócimy pod koniec tego wpisu.  Nie raz, ani nie dwa spotkałam się z opinią, że transseksualna kobieta nigdy nie znajdzie sobie drugiej połówki.

Jest to oczywiście bzdura totalna. Żyjemy w dziwnych czasach i przynależność do jakiejkolwiek literki LGBT nie skreśla nas w miłosnej grze. Wręcz przeciwnie posłuchajcie swoich heteronormatywnych znajomych i trochę pomyślcie, a nagle dojdziecie do wniosku, że każdy bez względu na płeć/orientacje ma problem ze znalezieniem swojej drugiej połówki jabłka.

Owszem może nam się wydawać, że mamy trudniej. Jesteśmy skreślane z powodu naszej przeszłości, aktualnego etapu leczenia, lub zwyczajnie dlatego że ktoś ma problem z ogarnięciem tematu transseksualizmu i jest zwyczajnie uprzedzony. Jednak prawda jest taka, że w miłosnych szachach nie ma żadnych zasad.

Ten etap pierwszych randek i poznawania się nie jest niczym jak reklamą, to właściwie od niego zależy czy znajomość rozwinie się w coś więcej, czy wręcz odwrotnie. Staramy się zainteresować sobą i zauroczyć, więc jest tu wiele możliwości by wystraszyć naszą/szego wybrankę/a. Osobiście stosuje zasadę ograniczonej szczerości o czym wspominałam już wcześniej. Nawet jeśli już się wyoutuje, to pozwalam tej drugiej osobie decydować w jakim tempie chce zdobywać dokładniejsze informacje.

Metoda ta ma jeden znaczący plus pozwala mi ocenić jakimi kwestiami dotyczącymi mnie interesuje się dana osoba. Z odrobiną asertywności i dystansu pozwala jednak na mówienie o swoim problemie z tożsamością płciową bez wystraszenia zalewem informacjami i narzekaniem jak to źle i ciężko jest. Zwłaszcza to drugie potrafi wystraszyć zainteresowanego.

Bo na dobrą sprawę najpierw musimy być sobą, a dopiero potem tymi transseksualnymi kobietami. To nasz charakter, pasje i sposób bycia przyciągają, a nie wiecznie wyciągany na piedestał transseksualizm. Jeśli nie dajemy się poznać jako człowiek, tylko jako sterta problemów z własną tożsamością to faktycznie bardzo ciężko jest kogoś poznać. Oczywiście zawsze się znajdzie ktoś, komu coś się nie spodoba i bardzo często będzie to sama nie rozrysowana informacja "jestem trans". Jednak jak już wspominałam w miłosnych szachach nie ma zasad i otwierając przed kimś serce trzeba się liczyć z możliwością zranienia i to nie zależnie od płci, czy orientacji.

Kończąc ten wpis mam nadzieję, że podoba wam się nowa szata graficzna bloga. Cały wczorajszy wieczór poświęciłam na przeniesienie bloga na nową domenę i dopieszczenie go. Oczywiście czeka mnie jeszcze zaprojektowanie loga, ale z tym bez pośpiechu od dawna już nie rysuje i zajmie mi to trochę czasu. Wracając do sprawy poruszonej przez mnie na początku wpisu, nie zawsze mam wenę by wymyślić jakiś ciekawy temat. Tak więc pytajcie w komentarzach! Najtrafniejsze pytania w moim odczuciu z pewnością dostaną obszerne odpowiedzi w formie wpisu, a na resztę również odpowiem w jakiś ciekawy sposób. 

niedziela, 28 października 2018

Miłość, czy przyjaźń?

Czas płynie i poznajemy różnych ludzi, raz nam bliższych raz dalszych jak to już bywa w życiu. Jednak od czasu do czasu poznajemy kogoś wyjątkowego. Jest to osoba której myśli biegną jednym torem z naszymi. Takie znajomości nie zdarzają się często, ale jak się już zdarzą to często mogą przeobrazić się w coś głębszego. Niestety kiedy taka relacja wchodzi na głębiny związku nagle może się ta magiczna więź zerwać.

Z czasem, a co za tym idzie z wiekiem przestałam się rzucać w tę głębinę na ślepo i zaczęłam rozważać, czy aby z pewnością tego chce. Związek potrafi zniszczyć głęboką przyjaźń i odsunąć od siebie najbliższe serca, więc czasem ze strachem myślę o tym, że z pięknej przyjaźni może powstać coś więcej. Oczywiście nie ma co generalizować, że każda taka znajomość może skończyć się rozpadem tak związku jak i przyjaźni. Jakby przecież nie patrzeć przyjaźń jest najlepszym fundamentem pod naprawdę głębokie uczucie.

Z taką przyjaźnią wiążą się z mojego doświadczenia różne mniej i bardziej trudne sytuacje. Na pierwszy ogień wezmę sytuacje w której jedna strona chce, a druga właśnie wręcz przeciwnie. Nie jest łatwo wytłumaczyć, że miłość nie występuje tylko pod jedną postacią takiej osobie, która koniecznie chce przejść z przyjaźni w związek. Taka sytuacja może skończyć się właściwie na kilka sposobów które tak naprawdę ciężko przewidzieć. Wymuszony związek, przyjaźń lub jej rozpad i oczywiście różne pochodne tych trzech. Jak zawsze powtarzam nie można generalizować i możliwości jest tak wiele jak i ludzi. Różnorodność jest piękna. 

Druga przykładowa możliwość jest chyba znacznie rzadsza, ale i myślę że łatwiejsza. Kiedy obydwie strony chcą właśnie tej przyjaźni, pozwala to na naturalny rozwój sytuacji. Nikt nie wywiera presji i ma to możliwość rozwinięcia się w coś więcej niż tylko przyjaźń, ale i nikt nie czuje zawodu - a wraz z nim gniewu, bo ten często idzie w parze z zawodem miłosnym - kiedy się nie uda. W końcu przyjaźń to też forma przyjaźni i czasem warto dokładnie przemyśleć ten krok do przodu który wyniesie nas ze sfery przyjaźni w sferę związku. 


Przepaść

Długi czas zastanawiałam się od czego rozpocząć ten wpis i szczerze powiedziawszy nic co napisałam nie zadowalało mnie. Zwyczajnie brakuje mi słów w które mogła bym ubrać towarzyszące mi od kilku dni emocje. Nagle staje się coś na co wyczekujesz od lat i jak zwykle bywa w takich sytuacjach oczekiwania przerosły rzeczywistość. Zagubienie - chyba najlepiej odpowiada temu co czuje w tej chwili, a i to nie jestem pewna czy aby z pewnością jest to słowo, które dobrze oddaje moje uczucia. 

Nagle po latach odzyskujesz kontakt z osobą o której możesz powiedzieć, że jest najbliższa sercu i nie potrafisz tak naprawdę prowadzić rozmowy. I pomimo, że atmosfera jest miła, czujesz jak raz za razem serce przebija igła bólu. Niby wszystko jest dobrze... ale gdzieś tam głęboko w sobie masz strach, że wszystko zacznie się od nowa. Kolejne odrzucenie, kolejne zasypywanie się pytaniami dlaczego? Po mimo, że odpowiedź jest oczywista. I pojawia się przepaść - przepaść którą masz nadzieję zasypać. 

Bo nie każda rana goi się nie zostawiając szpetnej blizny, a nad przepaścią zazwyczaj łatwiej wybudować most który tylko na nowo połączy rozdzielone brzegi. I wypadku odbudowywania takiej relacji nie sposób nie spojrzeć od czasu do czasu na tę bliznę, czy też wychylić się przez barierkę i rzucić okiem w otchłań. I odkrywasz, że mimo najlepszych chęci nie będzie już tak samo. Minęło wiele lat i jesteście innymi ludźmi, praktycznie obcymi i mimo, że nadal są jakieś cienkie łączące was nici nie da się wrócić do tego co było. 

I właściwie bardzo ciężko wyjść z tej sytuacji, przejść do codzienności bez ciągłego zadręczania się które odbija się na psychice w bardzo bolesny sposób. Może tak naprawdę zamiast budować ten most, lepiej by było wytyczyć zupełnie nową drogę która ominie przepaść gdzieś daleko. Jednak to wymaga bardzo dużo czasu i siły, jest to bardzo trudne. Trochę jak szukanie kontaktu w ciemnym pokoju w którym w losowych miejscach ktoś wysypał klocki lego i każdy nie ostrożny krok może wywołać ból. I jedyne co pozostaje to pracować nad tą nową drogą trzymając się nadziei, że wszystko będzie dobrze.

Nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody

Podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody, jednak ile razy to robimy? No ja ostatnio coraz mniej... 30 lat i jakieś tam już doświadczenie nauczyło mnie, że jednak to nie ma sensu. Jednak od czasu do czasu jakiś diabeł mnie podkusi i popełniam ten błąd. I w teorii nie ma w tym nic złego, bo przecież każdy zasługuje na drugą szansę.

Inna sprawa kiedy tych szans już nie potrafimy zliczyć, a i tak... dajemy kolejną naiwnie się łudząc że ta druga osoba się zmieni. I nie ważne, że doskonale zdajemy sobie sprawę że to złudna nadzieja. I rzucamy się znowu w przepaść doskonale wiedząc, że na jej dnie czeka nas tylko sterta kamieni, potłuczone szkło i ciernie. I mimo, że dość wiele razy zastanawiam się co mną kieruje w tym wyborze nie potrafię znaleźć jednoznacznej odpowiedzi.

Może to strach przed samotnością, albo zmęczenie nią? Jednak nie ma to większego sensu ponieważ tak naprawdę nie jestem sama. A może to moja pycha nie pozwala mi uwierzyć, że ta osoba tak naprawdę tylko się mną bawi? Też nie jest to wyczerpująca odpowiedź... właściwie w kontaktach międzyludzkich nie mam na tyle pewności siebie, by wierzyć bym mogła być dla kogoś bezwarunkowo atrakcyjna. A jednak coś mnie popycha w tę przepaść desperacji.

Najzabawniej jest kiedy uświadamiam sobie, że tak naprawdę już nic nie czuje do tej osoby i daje się podpuścić, że mnie darzy wielkim uczuciem. I tu właśnie jest pies pogrzebany. Wierzę w te zapewnienia, bez problemu daje się omamić słodkim słowom bo mają one dla mnie równie duże znaczenie co dotyk. I chyba coś jest w tym zdjęciu wędrującym po sieci z napisem, że nieodpowiedni mężczyźni nauczyli się mówić odpowiednie rzeczy. No w moim wypadku akurat nie tylko nieodpowiedni mężczyźni. Tak więc nie dawajmy się ponieść emocjom wzbudzanym przez te słowa, bo dwie szanse to o już o jedną szansę za dużo.

Czy warto było?

Jakiś czas temu zadano mi pytanie "Czy warto było poświęcić tak wiele, by być tym kim dziś jesteś w tym miejscu gdzie jesteś?" Pytanie to zadała mi znajoma fotografka, z którą kilka lat temu pracowałam jako jej modelka. Pytanie szczerze powiedziawszy mnie zaskoczyło ponieważ uważałam, że zna mnie na tyle że odpowiedź jest oczywista. Ale to co dla mnie jest oczywiste, dla innych nie koniecznie takie jest.

Wielu osobom nie mieści się pewnie w głowie, że z własnej nie przymuszonej woli można chcieć trafić na listę skreślonych przez dużą część społeczeństwa. Skomplikować sobie życie na lata i bardzo często skazać się na samotność. Jeszcze w wypadku osób transseksualnych korygujących płeć z żeńskiej na męskiej można trafić na jakieś zrozumienie. "No pewnie chcesz podwyższyć swój status społeczny", albo "Chcesz więcej zarabiać". Jakoś trudno przychodzi zrozumienie, że jest to tylko wewnętrzna potrzeba beż żadnych innych podtekstów.

Śmiało mogę powiedzieć, że było warto. Oczywiście miewam trudne chwile, korekta płci nie jest łatwą procedurą i nie raz, ani nie dwa nachodziły mnie momenty zwątpienia że to wszystko ma sens. Jednak to trochę jak pozbycie się ogromnego ciężaru, albo wypłynięcie na powierzchnię wody i złapanie oddechu. Zawsze jak spoglądam wstecz i widzę jak bardzo się zmieniłam przepełnia mnie nie tylko szczęście ale i duma. Bo tak udało mi się. Jestem sobą w 100% i nie muszę grać kogoś kim nigdy się nie czułam.

Zresztą czego mam żałować? Teraz czuje się atrakcyjna i jak mówi moja znajoma z oczu bije mi szczęście. I coś w tym jest. Może się to w głowie nie mieścić bo Polska nie należy do czołówki krajów tolerancyjnych. No i jak można się cieszyć z tej dyskryminacji która mnie spotyka? No i faktycznie nie cieszę się, ale z godnością stawiam jej czoła i każde zwycięstwo na tym polu to powód do radości. Albo jak cieszyć się z odrzucenia przez bliskich? Oczywiście, że się nie da i zostawia to głęboką bruzdę w umyśle, ale jestem otoczona ludźmi którzy szczerze mnie kochają taką jaką jestem, a to już bardzo duży powód do zadowolenia. 

I tak właśnie to wygląda, że na każde nie jestem wstanie znaleźć kontrargument. Więc bezsprzecznie było warto i nie zmieniła bym tej sytuacji na tą w jakiej mogła bym być nie przechodząc leczenia. 

Szczęście

"Masz 30 lat, nie masz męża ani dzieci. Jak możesz być szczęśliwa?". Jest to temat który jakiś czas temu omawiałam z moimi znajomymi, dodam że większość z nich to kobiety 30+, które zdecydowały się na bycie singielkami i nie palącymi się do bycia matką. Wszystkie spotykały się z opinią, że są z tego powodu nieszczęśliwe i marnują życie. Mnie takie opinie omijają... pewnie mało komu mieści się w głowie, że transseksualna kobieta też mogła by pragnąć założenia rodziny. Ale mniejsza z tym.

Kobieta spełniona musi być mężatką i matką. Nie mieści mi się w głowie to podejście, bo znam wiele kobiet nie spełniających tych warunków i mogę je spokojnie uznać za spełnione życiowo. Odnoszą liczne sukcesy na innych polach codzienności i żyją swoimi pasjami. "Bo nie mogą pewnie mieć dzieci!" Już gdzieś w oddali słyszę krzyk. I jest to całkiem błędne podejście, nie każda kobieta musi tego pragnąć. Nie mamy już średniowiecza, a i wizerunek matki polki powoli (chociaż bardzo wolno) zaciera się.

Podróże, kariera, opieka nad zwierzętami, poświęcenie się dla innych celów niż bycie kurą domową jest dla nas coraz bardziej atrakcyjne niż bycie kurą domową i wychowanie kolejnej księżniczki, czy tam księcia. Oczywiście nie mówię, że zawsze jest to dobrowolny wybór. Czasami zdarzają się przypadki, że do tego wyboru zmusza jakaś choroba lub inny wyższy czynnik. Jednak nie można powiedzieć, że takie kobiety zazdroszczą tym "szczęśliwym".

Zwłaszcza kiedy się zacznie się słuchać narzekań tych "społecznie spełnionych". Ciągłe narzekania na męża, na dzieci, na jakość pożycia... itd itp. Nagle może pojawić się w głowie myśl "Kobieto, czy Ty aby na 100% jesteś szczęśliwa?". Bo wbrew pozorom bycie wolną i realizowanie swoich marzeń nie jest niczym złym, a jakoś nigdy nie słyszałam by któraś z moich znajomych narzekała na odbytą podróż. Czy fakt, że udało im się pomóc zwierzakom, czy jakiemuś człowiekowi... Za to często słyszę jak z radością i podnieceniem opowiadają o swoich kolejnych planach. Tak więc... Nie generalizujmy, bo każdy człowiek ma swoje własne szczęście.

Marzenia

Bardzo was przepraszam kochani, że nic nie napisałam w zeszłym tygodniu. Powoli jednak okazuje się, że jeden tekst na tydzień może być czasem trudny do napisania z przyczyn od mnie nie zależnych. Ale już do was wracam z dość istotnym jak mi się wydaje tematem. Marzenia - ludzka siła napędowa do działania. Któż nie marzy i któż nie dąży do realizacji marzeń?

Ale o czym może marzyć taka kobieta jak ja? Właściwie rzucam się w tej chwili trochę z młotyką na słońce, jak by nie patrzeć ile ludzi tyle marzeń chociaż często się one pokrywają. Więc nie mogę wypowiedzieć się za inne transseksualne kobiety, jedynie mogę podać siebie jako przykład. Chociaż nie jestem pewna, czy jestem idealnym przykładem. Bardzo odstaje od polskiego środowiska transpłciowego co nie raz i nie dwa słyszałam. Jednak nie skupiajmy się na tym.

Czasem mam wrażenie, że jestem tak zgorzkniała różnymi negatywnymi sytuacjami z mojego życia że marzenia są mi obce. Oczywiście to nie jest prawda, to tylko chwilowe stany depresyjne. Wielu osobą może się wydawać, że moim największym marzeniem jest skończenie korekty płci. Nie jest to prawdą. Zakończenie leczenia jest celem do osiągnięcia, a dawno temu kiedy zdecydowałam się na podjęcie tego kroku owszem mogłam go nazwać marzeniem które udało mi się zrealizować.

Moim największym marzeniem jest stworzenie rodziny, dla wielu trąci to pewnie banałem... Jednak dla mnie jest to jedno z największych i najważniejszych marzeń. Pod słowem "rodzina" kryje się dla mnie stabilizacja, oczywiście można ze mną tutaj polemizować. Ale jak wspominałam to moje własne odczucia. Zresztą z rodziną wiąże się kolejne marzenie, czyli ślub. To już mniej zaskakuje bo w sumie ile z nas jako dziewczynki nie marzyło o białej sukni i całej tej ślubnej pompie? Jakbym dokładnie przeanalizowała swoje odczucia związane z tym marzeniem na pewno dokopała bym się do drugiego jak i trzeciego dna. Może kiedyś się tym zajmę.

Takim bardzo osobistym marzeniem jakie posiadam jest ukończenie książki, którą zaczęłam pisać dawno temu i wydanie jej. Jest to o tyle trudne, że kompletnie mi brakuje weny. Tekst zaczął powstawać jako luźne opowiadania na blogu i teraz jest mi bardzo ciężko go rozwijać. Ale nie poddaje się i mam nadzieję, że w końcu ujrzy światło dzienne. Są też w moim sercu takie marzenia o których nie mówię głośno nikomu, osoby które dobrze mnie znają nie potrzebują żebym o nich mówiła. A reszta świata nie potrzebuje tej wiedzy, są zbyt prywatne.

Jak widzicie moje marzenia nie są niezwykłe, raczej przyziemne. Nic o sławie, nic o bogactwie. Można powiedzieć, że marze przede wszystkim o zwykłym przeciętnym normalnym życiu u boku ukochanych przez mnie ludzi. W tym wszystkim najpiękniejsze jest to, że zrealizowanie tego marzenia nie jest niemożliwe. Dzięki temu nawet jak mam bardzo zły dzień jestem w stanie iść przed siebie z podniesioną głową. I takich marzeń, które dadzą wam siłę za każdym razem jak upadniecie na kolana wam życzę z całego serca.

Zmiany

Zmiany to coś czego w życiu nie da się uniknąć. Potrzebne by popaść w marazm i płynąć na ich fali w przyszłość. Jedne zmiany są łatwe inne trudne, a podjęcie się jeszcze innych wymaga odwagi graniczącej z odwagą mitycznych herosów. I do takich zmian w moim życiu mogę zaliczyć podjęcie decyzji o korekcie płci.

No ale jak? - ktoś mógłby zapytać - Przecież dzięki temu jesteś szczęśliwa w swoim życiu. No i owszem jestem dzięki korekcie szczęśliwsza, jednak byłam świadoma wszystkich trudności jakie ze sobą wprowadzi w moje życie. Zresztą jeśli miała bym być szczera, to więcej trudności sprawiło mi przyznanie się przed sobą, że żyje cudzym życiem. Że nie jestem sobą i cały czas gram w sztuce która nawet mi się nie podoba.

Dopiero wtedy zaczęłam zbierać na poważnie wiedzę o samej korekcie płci i wraz z tą wiedzą malała moja odwaga podjęcia się tej zmiany w moim życiu. Dopiero gdy zaczęłam brać leki hormonalne moje wątpliwości zaczęły znikać, a na ich miejscu pojawiła się pewność siebie. Swoją droga ciekawą sprawą jest postrzeganie zmian w ciele zachodzących pod wpływem leków. Pamiętam jak z radością obserwowałam jak zaczynają mi rosnąć piersi, zmienia się sylwetka oraz łagodnieją rysy twarzy.

I było tak przez bardzo długi czas, zresztą do dziś z najbliższymi sobie osobami dzielę żarty na ten temat. Jednak w pewnym momencie przestałam całkiem zwracać uwagę na te zmiany. Ba dziś ciężko cokolwiek mi zauważyć, a znajomi których spotykam po dłuższym czasie informują mnie "jak bardzo się zmieniłaś". Gdzie ja patrząc w lustro nic już nie dostrzegam. Z tak daleko posuniętymi zmianami idzie w moim odczuciu dość zabawna reakcja na moje stare zdjęcia sprzed korekty. Nie mam ich zbyt wiele jednak ciągle jakieś się zachowały.

I jak tak patrzę na moje dawne ja nie czuje zupełnie żadnego powiązania. No jak to? To byłam ja? Eeee ściemniasz. Dosłownie tak jakbym patrzyła na dalekiego krewnego, którego nie widziałam od lat i wiem że coś tam kiedyś nas łączyło, ale dziś pozostały tylko wspomnienia. I chociaż minęło już sporo lat od mojej pierwszej dawki hormonów nie zmiennie cieszy mnie jedno. Gdy po latach odnajduję jakiegoś starego znajomego i zaczyna chwalić wszystkie zmiany jakie we mnie zaszły. Pewnie to moja kobieca próżność, jednak są to momenty mojej victorii. W tych chwilach wiem, że wybrałam dobrze i te wszystkie łzy, oraz ból jakiego doświadczyłam nie poszły na marne.

Sława

Jak to fajnie by było być sławnym. Ilu osobom na świecie ta myśl chociaż raz przyszła do głowy? Przez pewien czas miałam "przyjemność" stać w świetle reflektorów i spotykały mnie różne związane z tym sytuacje. I faktycznie z początku może to sprawiać przyjemność, ale na dłuższą metę okazuje się, że wcale nie jest tak fajnie.

Dziś na szczęście jestem kojarzona głównie w bardzo wąskim gronie, a to dzięki odsunięciu się od burzliwego świata osób transseksualnych i mediów w których swego czasu trochę się pokazywałam. I właśnie w ten sposób uznano, że jestem osobą wartą naśladowania. Co mi się osobiście w głowie nie mieści z całym chaosem w moim życiu i licznych błędach jakie popełniałam i popełniam uważam, że wcale nie powinnam być jakąś ikoną.

Ale miało być o przykrych doświadczeniach z bycia rozpoznawaną. Najbardziej na to zaczęłam zwracać uwagę, właśnie gdy odsunęłam się od tego całego szumu. Zresztą wcześniej też nigdy nie wiedziałam jak się zachować, gdy podchodziła do mnie na ulicy obca osoba rozpoznająca mnie i witająca po imieniu. Jeszcze pół biedy jak byłam sama, ale siedzenie w kawiarnianym ogródku ze znajomymi bywało czasem żenującym, a nie przyjemnym doświadczeniem.

Bo gdy stajesz się osobą publiczną nagle życie prywatne przestaje być tak bardzo prywatne jak ci się wydaje. Odkrywasz nagle świat w którym ciężko jest pójść na pomost się poopalać bez spojrzeń i pytań czy ty to ty. A jeśli ty to czy możesz poświęcić chwilę na rozmowę. A z czasem dociera do ciebie zazdrość. Plotki na twój temat zalewają całe twoje otoczenie i robi się nieznośnie. Zresztą do dziś mam dziki ubaw, po tym jak się dowiedziałam że mieszkam w Sydney. A to i tak bardzo łagodny przykład głupot jakie ludzie potrafią wymyślić.

No i po odsunięciu się wszyscy mają do człowieka pretensję. No bo czemu nie pomagasz? Czemu się nie udzielasz? Wiem, że ciężko się domyślić, że ktoś może mieć problemy w swoim życiu i musi się na nich skupić. A jeszcze trudniej wyjść przed szereg i pokazać się światu, powiedzieć coś i zmieniać. Dużo łatwiej wieszać na kimś psy. Mogła bym tu pokazać sporo przykładów, ale po co? Oczywiście są też plusy. Jednym z nich są wiadomości od osób które dzięki mnie odważyły się wyjść z szafy i zaczęły żyć w zgodzie z sobą. Jednak sława w tak hermetycznym środowisku jest bardzo uciążliwa i męcząca psychicznie. Szczerze podziwiam wielkich celebrytów i to jak wytrzymują presję.

Do dziś spotykam osoby które mnie rozpoznają i przez to często wycofują się ze znajomości bo co jak ktoś mnie pozna i zaczną się plotki że spotyka się z osobą transseksualną. Życie robi się nieco skomplikowane i mimo że z jednej strony mogę powiedzieć iż odniosłam jakiś sukces. Że zrobiłam coś dobrego, to jednocześnie zastanawiam się czy nie lepiej było zostać w cieniu i być anonimową. Bo w sumie wolę być znana ze swojej twórczości niż z tego, że jestem transseksualna.

Zaspokajanie ciekawości

Poznaje wiele osób, tak w realu jak i w wirtualu. W dzisiejszych czasach nie ma w tym nic dziwnego, internet sprzyja nawiązywaniu nowych znajomości. Niestety sprzyja też wielu negatywnym zjawiskom jak trolling, czy hejt. Ale nie o tych zjawiskach chcę mówić, dziś chce się pochylić nad problemem zaspokajania ciekawości.

Transseksualna kobieta - czy też jak to najczęściej słyszę, gdy spotykam się z zainteresowaniem shemale. Jakże wiele osób zżera chęć zaspokojenia ciekawości by przekonać się o "różnicach". I pół biedy kiedy spotykam się z szczerością i ktoś mi z góry mówi: Słuchaj chce iść z tobą do łóżka, bo chcę wiedzieć jak to jest z kobietą która ma penisa.

Taki jegomość jest przynajmniej szczery i zazwyczaj w kulturalny sposób kończymy znajomość. Ale są też bardziej negatywne przypadki, osoby które chcą według siebie "w delikatny" sposób zaspokoić ciekawość. Ciężko mi zliczyć ile razy dałam się nabrać takim ludziom. Pół biedy kiedy spotyka to człowieka w świecie wirtualnym, to tak nie boli. Jednak, czy poznając transseksualną kobietę w świecie rzeczywistym pomyślałaś/łeś kiedykolwiek o jej uczuciach?

Bo wiele z nas jest bardzo samotna. I nie mówię tu o samotności z powodu bycia singielką, tylko o samotności gdzie odrzucili nas bliscy i szukamy zrozumienia, przyjaźni, czy innych ciepłych uczuć. Lgniemy często na ślepo do ludzi i łatwo zyskać nasze zaufanie, a przy tym jeszcze łatwiej nas zranić. Bo zaczynasz się spotykać, słuchasz, sprawiasz wrażenie otwartości i nagle bez słowa znikasz. Ot tak bo stwierdzasz, że jednak to nie to. Że ta znajomość nie ma racji bytu.

Owszem w pewnej mierze jest to nasza wina. Jak wspominałam w jednym z poprzednich wpisów mamy tendencję do narzucania się. Jednak... wszystko można wyjaśnić. Ustawić granice, porozmawiać bo bez tego nie da się ustalić swoich wzajemnych oczekiwań. Warto też przemyśleć swoje własne zachowanie. Mój pierwszy hmm chłopak, bo nie mogę użyć słowa partner bez przerwy bał się, że ktoś rozpozna we mnie osobę transseksualną. Zaślepiona uczuciem oczywiście go z tego rozgrzeszałam, ale doskonale pamiętam jak mnie to bolało. Zresztą, gdy zaspokoił swoją ciekawość zniknął. Ot tak bez słowa. Nawet nie miał odwagi zakończyć łączącej nas relacji.

Kiedy deklarujesz koleżeństwo zastanów się, czy twoje intencje są czyste. Bo możesz wkroczyć w świat osoby, dla której kontakt z tobą będzie niczym święto. Każde spotkanie i rozmowa będzie działać pokrzepiająco zabijając narastające poczucie wyalienowania. Bo zaspokoić ciekawość można kilkoma szczerymi pytaniami, przy odrobinie szczęścia dostaniesz odpowiedź, a nawet jeśli nie... to chociaż nikogo nie skrzywdzisz udając przyjaźń, czy zakochanie.


Zachowanie

Tak jakoś się w moim życiu złożyło, że mam więcej dobrych znajomych wśród osób heteroseksualnych i cispłciowych niż w tęczowej rodzinie. I nie raz nie dwa zadawano mi pytanie: jak? Odpowiedź jest prosta i dość banalna wbrew pozorom. Nie zamęczam ludzi, daje siebie poznać jako osobę. Zresztą jak już wspomniałam kilka wpisów temu: nie każdy zasługuje by wiedzieć.

Mamy dziwną tendencję do odstraszania od siebie ludzi. Jak tylko ktoś do nas wyciągnie rękę w przyjaznym geście tracimy rozsądek i rzucamy się na niego z pazurami. Ja wiem, że samotność boli. Sama nie jestem stworzona do bycia singielką, jednak to że ktoś chce nas wesprzeć nie oznacza że chce się wiązać. A już z pewnością, że chce iść do łóżka, bo bardzo wiele z nas myli miłość z seksem. To raczej akt desperacji takie wyskakiwanie z majtek przed każdym kto okażę odrobinę zrozumienia, niż coś pozytywnego. Serio nie róbcie tego.

No i kolejne słabe zachowanie to pokaz slajdów. Nie wiem jak inaczej mogła bym to nazwać, wysyłanie setek zdjęć z zapytaniem o passing. Zwłaszcza, że zazwyczaj osoby które to robią nawet nie zaczęły korekty, w teorii rozumiem potrzebę usłyszenia jaka to jesteś kobieca... Ale to już nawet nie jest optymizm, a większość jeśli od razu nie zerwie kontaktu to zwyczajnie będzie kłamać. I po co to?
Odrobinę za bardzo koncentrujemy się na tym, że jesteśmy ts. Wręcz gloryfikujemy ten drobny fakt, gdy tak naprawdę bardziej interesujące dla kogoś może być nasze szydełkowanie, czy inna pasja. Może zamiast smutnych opowieści o korekcie lepiej porozmawiać o czymś innym? Świat nie kręci się tylko w koło płci. Książki, muzyka, filmy, cholera nawet pogoda może być tematem który bardziej kogoś zainteresuje. Zaczynanie jakiejkolwiek znajomości od koncentrowania się na swojej płci jest słabym pomysłem.

Inna sprawa, gdy ktoś chce od nas czegoś więcej. Jest to taki moment kiedy warto rozważyć otwarcie się i przedstawienie problemu w większym świetle. Bo głębsza relacja z nami nie jest łatwa. Nie każdy rozumie jak wpływają hormony na ciało i umysł. Skoki emocjonalne mogą wystraszyć, a przecież nie oto chodzi. Jednak należy pamiętać o tym co napisałam na początku: nie każdy zasługuje by wiedzieć. Od edukowania są odpowiednie stowarzyszenia, a my koncentrujmy się na tym by normalnie żyć. Nie żyjemy w średniowieczu by wiedza była trudno dostępna, ani nie musimy się tłumaczyć z naszych życiowych wyborów nikomu oprócz siebie.

Tak więc zadajmy sobie na koniec jedno ważne pytanie. Co w tobie jest ważniejsze? To że jesteś osobą transseksualną, czy też jakim człowiekiem jesteś? Nie ma co sobie utrudniać na siłę życia, więc skupmy się nieco bardziej nie na przedstawianiu naszego problemu i jak to ciężko z nim żyć, a na tym jakimi jesteśmy osobami poza tym. Brak akceptacji może nas spotkać z różnych powodów nie tylko z powodu naszej płci, o wiele częściej z powodu tego jak my do tego podchodzimy.

Chłopaki nie płaczą, a dziewczynki się nie masturbują

Mam wiele pasji o których sporo osób by powiedziało "to nie przystoi kobiecie". Uwielbiam airsoftowe strzelanki i interesują mnie militaria, znam się na komputerach i jestem zapaloną gamerką. I doskonale sobie zdaje sprawę z tego, że nie są to zajęcia łączone ze "słabą płcią". Ale świat poszedł do przodu co wielu twardogłowym się nie podoba.

Podział na zajęcia męskie i żeńskie już od dawna wymiera chociaż wielu osobom to się nie podoba, ale tak samo było z początkami feminizmu. Świat i ludzie nie stoją w miejscu, zresztą przed rozpoczęciem korekty płci, gdy starałam się żyć w zgodzie z moją płcią fizyczną to swój ideał kobiecości dostrzegałam w mojej pani porucznik w czasie obowiązkowej służby wojskowej. "Słaba płeć" jest widoczna w wielu służbach mundurowych, oraz innych miejscach pracy które kiedyś były typowo męskie. Więc czemu to ma nie dotyczyć hobby?

Kobieca scena e-sportowa jest coraz bogatsza w zdolne gamerki, które spokojnie mogły by złoić skórę nie jednemu samcowi alfa. Zresztą swego czasu grając w typowe rywalizacyjne gry multi byłam świadkiem jak takie samce tłumaczyły się, że pozwoliły mi wygrać bo jestem kobietą. Ego panów potrzebuje jeszcze wiele czasu by zrozumieć, że i w grach kobiety radzą sobie całkiem dobrze a nawet lepiej od nich.

Nieco lepiej sprawa ma się w asg, czy bliźniaczym paintball. Tutaj nikogo nie dziwi dziewczyna, a wręcz przeciwnie. I uwielbiam to nazywanie mnie "siostrzyczką" i bez problemu mogę rozmawiać o replikach broni, czy plusach i minusach sprzętu taktycznego. Bez żadnego patrzenia z góry, bo jestem kobietą. Oczywiście znajdą się wyjątki... którym z radością posyłam serię kompozytowych kulek w przysłowiowe 4 litery i małym liścikiem "Właśnie sfragowała Cię baba".

Strach przed zmianami. Nie widzę innego wyjaśnienia, dlatego kurczowego łapania się ról płciowych i tego co jakiej płci wypada, a co nie wypada. No bo przecież chłopcy nie płaczą, a dziewczynki się nie masturbują... kompletna bzdura. Nie jeden mężczyzna przy mnie płakał i nie widzę w tym nic złego, ba wręcz przeciwnie to całkiem męskie umieć się przyznać do słabości. A co do masturbacji, to chyba nie muszę rozwijać tematu? Przecież jesteśmy dorośli. Zresztą zdradzę wam panowie w tajemnicy, że na naszych babskich wieczorach często jest więcej erotycznych rozmów i obgadywania męskich tyłków, niż na tych waszych męskich wypadach.

Tak więc kochana jeśli lubisz wielkie samochody 4x4 i rajcuje Cię tarzanie się w błocie na symulacji militarnej, to wiedz że nie umniejsza to twojej kobiecości. A ty kolego nie wstydź się, że lubisz szydełkować, bo to świetne hobby wymagające cierpliwości i skupienia a są to dobre cechy u każdego mężczyzny. Nie ma co się zamykać w ramach które zostały stworzone dawno temu i bać się tego co ludzie powiedzą. Zawsze się znajdzie ktoś komu coś się nie spodoba, ale przecież nie robimy tego dla innych. Bądźmy sobą dla siebie.


Związek na odległość

Dużo osób puka się w czoło słysząc o związku na odległość, jednak całkiem sporo osób żyje w takich relacjach, a nawet takie preferuje. Ja osobiście mam spore doświadczenie w tym temacie i postaram się podzielić z wami kochani moimi przemyśleniami. Bo mimo wszystko taki związek jest możliwy, ale niesie ze sobą sporo wyzwań.

Odległość w dzisiejszych czasach jest najmniejszą przeszkodą wbrew pozorom. Autobusy, pociągi, statki, samoloty, a jak ktoś ma prawo jazdy to i samochody. To prosty sposób by od czasu do czasu zmniejszyć odległość na długość wyciągnięcia ręki. Więc jeśli jest chęć, to możliwość zawsze się znajdzie. Poza tym nie musimy już polegać tylko na poczcie, czy drogich rozmowach przez telefony stacjonarne. W dobie internetu i telefonii komórkowej możemy porozmawiać ze sobą kiedy tylko chcemy i nawet możemy na siebie patrzeć.

Niestety odległość wiąże się z tęsknotą, która może zabić uczucie. Potrzeba nie lada charakteru by wytrzymać rozłąkę i nie skoczyć w bok w poszukiwaniu ukojenia w innych ramionach. Tutaj też należy zwrócić uwagę, że taka relacja wymaga niewiarygodnego wręcz zaufania do drugiej połówki. Zapomnienie o co wieczornej rozmowie, może zachwiać pewność w szczerość uczuć.

Wspieranie się nawzajem też ma niestety swoje ograniczenia. Poza rozmową przez większość czasu nie można liczyć na nic więcej, a jeżeli ktoś ma tendencję do stanów depresyjnych, lub popadania w dołki to może zacząć być męczący. Nie możemy się przytulić, ani wesprzeć w żaden sposób niż słowa, a to bardzo często za mało. A już w wypadku kiedy zaczynamy ukrywać swoje zmartwienia, co odległość bardzo ułatwia łatwo doprowadzić do tego że nasza druga połówka czuje się odrzucona i nie potrzebna.
No i na koniec zostawiłam sobie popadnięcie w stagnację. Nie ma nic gorszego i bardziej zabijającego uczucia na odległość niż brak chęci do zmniejszenia odległości bo wystarcza nam sam kontakt przez współczesne media. Wspólne chwile, budowanie wspomnień o których można rozmawiać, aż w końcu doprowadzenie do wspólnego życia. Stanie w miejscu w końcu znudzi się którejś stronie, a wspólne planowanie spotkań, oraz przyszłości może pogłębić relacje.

Tak więc związek na odległość nie jest nie możliwy, ale jest bardzo trudny do utrzymania przy życiu. I wbrew pozorom największym przeciwnikiem w takiej relacji nie jest odległość tylko my sami. Jest to wielka próba charakteru i myślę że tylko nie liczni są w stanie ją przetrwać i doprowadzić do happy end'u. Szukając takiego związku, lub w niego wchodząc dobrze jest mieć wszystko przemyślane, bo gdzieś tam daleko druga osoba którą wybraliśmy może przez nas cierpieć.

Te drobne pomyłki

Sporo mówię o transseksualiźmie (pewnie ma to związek z faktem, że sama jestem transseksualna), ale czym właściwie jest transseksulizm i czym to się je? Nie raz i nie dwa byłam świadkiem jak mylono to pojęcie z innym zaburzeniem tożsamości płciowej, czyli transwestytyzmem. Więc przyjrzę się dziś tym dwóm pojęciom nieco bliżej i postaram się nieco rozjaśnić w głowach byście mogli unikać w przyszłości drobnych pomyłek.

A więc zacznijmy od tego czym jest transseksualizm. Na pomoc przyjdzie nam tutaj wikipedia, w której znajdziemy całkiem zgrabną definicję: Transseksualizm[1] (łac. transire → przechodzić; łac. sexualis → płciowy; łac. sexus → płeć[2]), transgenderyzm[1] – jedno z zaburzeń tożsamości płciowej, w którym identyfikacja płciowa nie zgadza się z płcią morfologiczną. Przyczyny tego zjawiska pozostają nieznane, rozpatruje się rolę czynników genetycznych, endokrynologicznych, neurorozwojowych i środowiskowych. Liczne struktury anatomiczne przejawiające dymorfizm płciowy, zwłaszcza w obrębie ośrodkowego układu nerwowego, swą budową przypominają u osób transseksualnych struktury anatomiczne przeciwnej płci morfologicznej. Zaburzenie to występuje z częstością 4,6 na 100 000 osób. Z uwagi na stres mniejszościowy prowadzi często do innych zaburzeń psychicznych. Leczenie, poza opieką psychiatryczną, obejmuje najczęściej 3 etapy: hormonoterapię, test życia i tzw. operację zmiany płci. Ustawodawstwo regulujące możliwość zmiany płci metrykalnej jest zróżnicowane.

Teraz zaś poczytajmy co ma do powiedzenia wikipedia o transwestyźmie: Transwestytyzm (eonizmmetatropizmcrossdressing) – polega na upodobnianiu się do osoby płci przeciwnej poprzez ubiór i zachowanie w celu osiągnięcia satysfakcji emocjonalnej (transwestytyzm podwójnej roli) bądź seksualnej (transwestytyzm fetyszystyczny). Jest przedmiotem badań seksuologiiseksuologii klinicznejpsychologii oraz psychiatrii. Na podstawie danych klinicznych można oszacować liczbę transwestytów na nie więcej niż 1% populacji mężczyzn (nie ma danych dotyczących transwestytyzmu wśród kobiet).

Bardzo łatwo można zobaczyć różnicę, właściwie bije ona nas w twarz mokrą szmatą i krzycząc: JESTEM TUTAJ!. W wypadku transwestytyzmu nie ma mowy o żadnych chemicznych, czy operacyjnych ingerencjach w ciało. Osoby transseksualne dążą do korekty płci i pełnego utożsamienia się ze swoją płcią psychiczną. Oczywiście nie jest regułą, że osoba transseksualna przechodzi pełne leczenie, czasem z powodu strachu lub problemów finansowych przechodzi je tylko częściowo lub wcale. 
W wypadku transwestytyzmu mamy natomiast do czynienia z ubieraniem strojów i ogólną zmianą wyglądu by przypominać płeć przeciwną niż własna. Wnikanie o powód jest raczej bez sensu, nie ma co komukolwiek zaglądać do łóżka i sprawdzać jakie ma fetysze, czy co go odpręża w czasie wolnym. Swoją drogą ostatnio spotkałam się z ciekawym stwierdzeniem, że "męskie" lesbijki są właśnie transwestytami. Nie moja to opinia, ale spotkałam się z takową... Właściwie na przestrzeni lat kobiety ubrane po męsku i zachowujące się w męski sposób nie są już niczym dziwnym, więc i nie zaskakuje mnie, że nie ma żadnych danych na ten temat.

Mam nadzieję, że ta krótka i szybka analiza pomoże wam zrozumieć różnice w tych zupełnie innych przypadkach i na przyszłość pomoże uniknąć drobnych nieporozumień i pomyłek w nazewnictwie.



Reakcje

Na co dzień jestem zwykłą, nie rzucającą się w oczy kobietą. Serio nie mam na czole wytatuowanego "jestem trans", ani nie macham tęczową flagą idąc środkiem ulicy. Właściwie nawet na jakże kontrowersyjnej manifestacji jaką jest Parada Równości nie przypominam "koszmaru prawicowego heteryka" i pióra z tyłka mi nie wystają. Zresztą... przyjrzyjcie się takowym paradom - większość to mimo wszystko osoby nie ubierające się barwnie i kontrowersyjnie.

Tak więc wbrew stereotypom nie biegam i nie krzyczę: jestem transseksualna (może dlatego, że mogli by mnie zamknąć z tego powodu w jakimś zakładzie bez klamek, albo zwyczajnie to moja sprawa). Prawdę mówiąc jeśli mogę to unikam mówienia o tym, głównie żeby uniknąć dziwnych z mojego punktu widzenia reakcji. Jednak od czasu do czasu poznam kogoś z kim wchodzę, lub chce wejść w głębszą relacje i chcę jednak o sobie powiedzieć.

I nie mówię tu o związku, ale mam sporo znajomych którzy o mnie nie wiedzą bo uważam że nie są mi na tyle bliscy by dzielić się z nimi tym problemem. Można powiedzieć, że mam swoistego rodzaju podział zażyłości. Znajomi - osoby z którymi lubię rozmawiać, ale nie koniecznie chcę żeby znali szczegóły z mojego życia, koleżanki/koledzy - to znowu osoby które wiedzą o mnie nieco więcej i przed którymi jestem gotowa o sobie powiedzieć. I oczywiście przyjaciele tutaj chyba wyjaśnienie nie jest potrzebne. Stereotypowe telefony do przyjaciółki by jej płakać jaki to ten mój jest niedobry wszystkim są znane.

A reakcje bywają różne i najrzadszą jest wbrew pozorom zerwanie ze mną kontaktu. Najczęściej spotykam się z zainteresowaniem sferą erotyczną mojego życia i głównie jest to zainteresowanie ze strony mężczyzn którzy do mnie zagadują gdzieś tam w odmętach internetu. Jest to też chyba najbardziej męczące i żenujące... Doszło do tego, że odpowiadam tylko: "a spotkaną kobietę na ulicy pytasz o rozmiar biustu?".  Można zadawać pytania, ale róbcie to w sposób przemyślany i kulturalny. Nie każde pytanie będzie odebrane pozytywne chociaż wam może się wydawać, że to nic takiego. Dla osób transseksualnych jest wiele tematów tabu i takich których nie chcą poruszać. I to co mnie może obrazić dla innej dziewczyny jest w porządku. Temat ciała, seksu itp to trochę jak chodzenie po polu minowym.

Kolejna reakcja to zainteresowanie samą procedurą korekty płci, a co za tym idzie pytanie "ale czemu się zdecydowałaś zmienić płeć". Przede wszystkim zmienić to można skarpetki. Ja koryguje ciało by odpowiadało mojej płci psychicznej, a nie przekładam mózgu do nowego kobiecego ciała. Wykute przez media określenie zmiana płci doprowadza mnie do białej gorączki, a i osoby zajmujące się szerzeniem wiedzy o transseksualizmie nadmiernie go używają. Ale niestety z tym się nie wygra, więc uświadamiam jak mogę i gdzie mogę.

Samo pytanie o decyzję podjęcia korekty płci jest bardzo trudne do wyjaśnienia. Ciężko wytłumaczyć co się z nami dzieje i jak bardzo ciężko nam z tym żyć. Sama mówię, że to trochę jak życie w więzieniu i jedyną możliwością by być wolną to przebudowa więzienia. Myślę, że ile nas na świecie to i tyle wyjaśnień. A sama procedura korekty i jej wszystkie etapy to temat na osobny wpis. Może kiedyś go poruszę, a może nie.

Wraz z poprzednią reakcją bardzo często idzie zwykle stwierdzenie o współczuciu lub podziwie. Co do współczucia... osobiście nie lubię. A co do podziwu, to są na świecie ludzie borykający się z większymi problemami, a w Polsce mimo że kolorowo nie jest to i można to powiedzieć o każdym nawet bardziej przyjaznym kraju. Już nie wspominam o takich miejscach na świecie, gdzie zwykłym szarym cis płciowym i heteroseksualnym ludziom żyć nie jest łatwo o tamtejszej społeczności LGBT nie wspominam już nawet.

I na koniec zostawię sobie reakcję najzdrowszą i najnormalniejszą. Czyli zwykłe przejście nad problemem do życia codziennego. Coś na zasadzie no jesteś trans, a ja lubię kanapki z dżemem truskawkowym i ogórkami kiszonymi. Osoby które zdają sobie sprawę o zróżnicowaniu świata i wiedzą że nie ma czegoś takiego jak jedna jedyna właściwa praworządna norma. Świat był kolorowy i jest kolorowy, czy to się komuś podoba lub nie będzie kolorowy. Więc po co robić o to szum i po co tracić znajomości. To że przyjaciółka powie ci, że urodziła się jako Grzegorz, nie zmieni jej nagle w inną osobę. To nadal będzie ta sama dziewczyną z która łaziłaś na zakupy i obgadywałaś męskie tyłki idąc starówką swojego miasta. Tak więc zamiast zrywać kontakt, lepiej złap ją za rękę i idźcie sprawdzić, czy do miasta nie przyjechały jakieś nowe ciacha.

Biseksualizm

Jestem biszkoptem, tak uwielbiam to określenie na osoby biseksualne. I teraz wszyscy hurrra ale masz fajnie! Więcej możliwości by kogoś poznać! Prawda? Nie prawda... niestety osobom bi wcale nie jest łatwiej znaleźć partnera, czy partnerkę. Bywa to nawet przeszkodą jeżeli potrafimy otwarcie powiedzieć: Tak jestem bi.

Bo z góry jest zakładane, że jako bi przy pierwszej lepszej okazji wskoczę do łóżka osoby płci odmiennej. I tak będąc z kobieta ta się będzie bała, że znajdę sobie faceta... a facet, że znajdę sobie kobietę. Oczywiście jest to generalizowanie. Jakby udawanie, że w świecie lesbijek, czy hetero nie ma zdrad i osób które zbierają nacięcia na pasku. Chyba z tego powodu sporo osób bi woli zachować ten fakt dla siebie, zwłaszcza jeśli jest to osoba która chce w końcu zbudować stałą relację.

No dobra - powiecie - ale tak czy siak masz dwa razy więcej szansy by kogoś poznać. I tak i nie, wszystko zależy od tego jaką jesteś osobą. Oczywiście, że są ludzie dla których płeć faktycznie nie ma znaczenia, jednak mnie pociąga w kobietach coś zupełnie innego niż w mężczyznach. I zaczynają się schody. Wieczne rozważania z kim lepiej. I możecie się śmiać, ale to wcale nie jest łatwe. Obydwie płcie są okrutne na swój własny unikalny sposób. Nawet czasem mi się wydaje, że kobiety bywają okrutniejsze... Ale to moje prywatne zdanie.

Bycie biszkoptem nie jest proste, ba wiele osób nie uznaje że biseksualizm jest możliwy. Hej koledzy/żanki wbrew wam jednak istniejemy i mamy się dobrze. Tak więc jak nie strach przed wyoutowaniem się przed partnerem/ką, to ciągłe rozmyślanie nad tym z kim lepiej spędzić życie. A do tego trzeba się nauczyć przyjmować zupełnie odmienne kuksańce od losu, bo wiadomo że znalezienie tej osoby na lata wcale nie jest proste w żadnym środowisku. Bycie bi stwarza podwójne szanse? Owszem można tak powiedzieć, ale niesie ze sobą też problemy jak coming out przed rodzina, czy partnerem. Taka lesbijka po odtrąceniu przez rodzinę może liczyć na partnerkę. W wypadku biseksualnej kobiety są liczne scenariusze. Od najbardziej ekstremalnego "nie chcę cię widzieć", poprzez "może jednak wyjdzie za mąż", aż po "kocham cię córeczko". A powiedzenie partnerowi/ce, że to z powodu przyznania się do biseksualizmu rodzina się odsunęła, może skończyć się rozbiciem związku.

Mity i stereotypy. Otaczają nas z każdej strony, więc warto się zastanowić zanim użyjesz jakiegoś wobec kogoś. Nie każdy biszkopt skacze z kwiatka na kwiatek, nie każda osoba transseksualna to facet przebierający się po kryjomu w sukienki itd itp. Warto włączyć myślenie i najpierw kogoś poznać przed wydaniem osądu. Być człowiekiem dla człowiekiem, a nie ślepo podążać za resztą baranów w stadzie.

Odrobina realizmu, czyli walcz o swoją przyszłość

Wielokrotnie spotykałam się z opinią wśród młodszych, lub dopiero zaczynających korektę osób, że po leczeniu ich życie stanie się lepsze. Marzenie o znalezieniu drugiej połówki z dnia na dzień, czy też że wszystko stanie lepsze. Wstyd mi się przyznać, ale kiedyś sama miałam takie naiwne podejście do przyszłości po korekcie płci.

Bo prawda jest taka, że poza tym jak jesteśmy postrzegani przez społeczeństwo nic się nie zmieni. Ot dalej czeka nas szara rzeczywistość którą dopiero możemy pokolorować nowymi kredkami. Kredkami na które zresztą przyszło nam ciężko pracować. W czasie rozmowy o pracę nie trzeba przez godzinę tłumaczyć, że jestem osobą transseksualną. Poznając nową osobę przestajesz się martwić o dziwne pytania jakie często padają w czasie gdy przechodzi się korektę. Ale poza tym... nie ma co oczekiwać na cud.

Po korekcie nie przylatuje do nas Wróżka Chrzestna i nie macha różdżką zamieniając nas w piękne królewny i bajka nie kończy się happy end'em. Wszystko zostaje w naszych rękach i tylko my możemy sprawić, że te lata walki o swoją tożsamość nie idą na marne. Bo jeżeli brak komuś pewności siebie i łatwo się poddaje to nie ważne, czy jest osobą transpłciową czy też cispłciową.

Mówię o tym trochę z własnego doświadczenia, byłam bardzo zahukaną osobą w przeszłości. Dosłownie małe przerażone zwierzątko, jednak korekta, oraz praca nad sobą sprawiły że odnalazłam się w świecie i powoli zaczęłam odnosić różne sukcesy o których kiedyś nawet nie śmiałam marzyć. I nie było w tym niczego magicznego, tylko moja własna praca i wsparcie bliskich, gdy nie wierzyłam że mogę coś osiągnąć.

Tak więc dziewczyny moje kochane tak trans jak i cispłciowe: Cycki do przodu, głowa do góry i walczcie o swoje. Nic się magicznie w życiu nie zmieni, takie rzeczy mogą nas spotkać w bajkach. Odwaga i ciężka praca by spełniać swoje marzenia to jedyna magia jakiej potrzebujecie. Marzenia to super sprawa, sama jestem marzycielką, ale... Keep it real.

Internetowe znajomości

Bardzo lubię rozmawiać, zresztą uważam że inteligentna rozmowa jest jedną z najbardziej seksownych rzeczy na świecie. Gdzieś obok czytania i sztuki. Jednak to już jest kwestia gustu... Wracając do meritum, uwielbiam rozmawiać i poza światem rzeczywistym używam w tym celu wielu różnych platform wirtualnych. Czaty, fora, facebook, instagram do wyboru do koloru.

Pierwszy raz skorzystałam z tej formy komunikacji jak miałam z 11 lat, a internet był dostępny tylko przez modem telefoniczny i każda godzina spędzona w sieci była liczona w złocie. Zafascynowała mnie możliwość rozmowy z ludźmi z różnych części kraju bez potrzeby wychodzenia z domu. Z wiekiem jak moje umiejętności językowe wzrosły odkryłam, że mogę rozmawiać z ludźmi z całego świata. A to już było kompletne szaleństwo.

Oczywiście zaczęło się od gier mmorpg: World of Warcraft i podobne, jednak dzięki temu wirtualnemu światu odkryłam że w sieci mogę być sobą nie zważając na płeć fizyczną. Żeby było ciekawiej poznawałam ludzi, którzy nawet gdy dowiedzieli się o mojej płci fizycznej tylko wzruszali ramionami i mówili "who cares, you are a girl for me". To właśnie na tych forach i w tych grach zaczęłam budować swoją pewność siebie i stawiałam pierwsze kroki na drodze do bycia sobą. Zresztą do dziś jestem zapaloną graczką.

Jednak czasy się zmieniły, a może to tylko pierwiastek ludzki... Przyzwyczajenie do anonimowości w sieci? Tak czy siak odkrywam, że coraz trudniej o fajną rozmowę. Wszystko zamyka się w okół seksu, albo trollowania. Oczywiście w latach mojej młodości (z drugiej strony jakoś specjalnie stara nie jestem) też zdarzały się takie procedery, ale jakoś nie na tak dużą skalę.

I o ile jeszcze desperackie szukanie podniety w sieci jestem w stanie zrozumieć, to kompletnie nie rozumiem rozpowszechnienia zjawiska trollowania. Robienie tych wszystkich sztucznych zadym na forach dyskusyjnych jest dziecinne. Każdy inteligentny człowiek przechodzi nad tym nie zwracając uwagi, ewentualnie zadaje sobie tylko pytanie co tego biednego człowieka dziś sfrustrowała do takiego stopnia, że wyżywa się na obcych ludziach.

Wciąż można budować wspaniałe znajomości w internecie i to z ludźmi z całego świata. Smutne jest jednak, że z każdym rokiem jest to trudniejsze. Wygląda to trochę jakbyśmy robili z sieci wysypisko śmieci na które wyrzucamy swoje frustracje i złość. W teorii nigdy rozmowa z drugim człowiekiem nie była tak prosta jak dziś, a w praktyce ciężko o zwykłą mądrą rozmowę.