czwartek, 31 stycznia 2019

Hormony na lewo

Ostatni post był o tym jak ciężko według mnie jest przejść korektę w Polsce, a dziś z zupełnie innej beczki bo poruszę problem który jest według mnie jedną z największych głupot jakie transseksualna osoba może sobie zrobić.

Branie hormonów bez wiedzy i wsparcia lekarskiego. I tak nie żartuje sobie, wiem że mojego bloga czyta wiele osób nie mających zielonego pojęcia o transseksualiźmie, więc musicie mi uwierzyć na słowo. Są osoby które z jakiś dla mnie niezbyt zrozumiałych powodów mieszają sobie w gospodarce hormonalnej załatwiając sobie recepty "na lewo".

Ja rozumiem, że niektórzy lekarze liczą sobie dużo i to może nie zachęcić. Jednak są też specjaliści którzy przyjmą na NFZ, wystarczy tylko poszukać. Oczywiście gorzej jak się nie ma ubezpieczenia, wtedy przysłowiowa dupa zbita. Jednak branie hormonów bez fachowej wiedzy, to trochę jakby proszenie o pobicie...

I sama doskonale sobie zdaje sprawę jak źle dobrane dawki hormonów pustoszą organizm. Jak wspominałam mój pierwszy lekarz mimo, że rozchwytywany w środowisku transpłciowym jest albo leniwy, albo zwyczajnie ma gdzieś przysięgę lekarską. Tak czy siak dawki jakie mi przepisał bez obejrzenia jakichkolwiek badań i których trzymałam się prawie przez rok zanim zmieniłam lekarza prowadzącego doprowadziły mnie do stanu, który mogła bym nazwać "niedźwiedź który zapadł w sen zimowy".

Owszem zmiana dawek pomogła i to nie tylko z ciągłą sennością, ale i korektą która ruszyła z miejsca i faktycznie zaczęły we mnie zachodzić ładne zmiany. Jednak sporo czasu zajął mi powrót do normalnej formy, zresztą do dziś nie odzyskałam w pełni dobrej formy i od pewnej godziny robię się senna.

A innych negatywnych skutków brania źle dobranych  dawek leków hormonalnych nie znam. Mogę tylko podzielić się swoimi własnymi doświadczeniami, a te chociaż nie wydają się straszne wcale nie są miłymi doświadczeniami. Życie w zgodzie ze swoimi odczuciami jest ważne, ale nie warto okupować tego zdrowiem. Branie hormonów bez wiedzy lekarskiej uznaje więc za jedną z największych krzywd jakie można sobie wyrządzić, a i to idąc do lekarza lepiej wiedzieć czy aby nie jest leniwy i nie popełni tego błędu co mój pierwszy lekarz.

poniedziałek, 28 stycznia 2019

Czy jest trudno?

Ostatnio często spotykam się z pytaniem o trudności jakie spotykają osoby korygujące płeć w Polsce. Ewentualnie ze stwierdzeniem "w Polsce to nie jest łatwe", co oczywiście jest prawdą. Chociaż kiedy pogrzebie się w internecie okaże się, że wcale nie jest u nas tak trudno jak w wielu innych krajach. Zresztą są kraje w których korekta płci nie wzbudza już takich kontrowersji, a i tak można tam spotkać sporo osób które powiedzą, że jest trudno.

W Polsce najtrudniejszym etapem w moim prywatnym odczuciu, jest prawne uzgodnienie płci. Cały czas wymaga się pozwania swoich rodziców... Ciężko zliczyć ilość dramatów do których to doprowadziło i nie mam tutaj na myśli rodzinnych sprzeczek. To temat rzeka i historii jest tyle ile transseksualnych osób, wystarczy odrobina cierpliwości i w internecie można przeczytać mnóstwo bardzo przykrych historii.

Jeśli chodzi o samą operacyjną korektę narządów płciowych, często spotykam się ze zdziwieniem że są one w Polsce przeprowadzane. Właściwie często spotykam się z zaskoczeniem, że w ogóle w Europie są one przeprowadzane tak jakby Tajlandia miała jakąś wyłączność na przeprowadzanie tego typu zabiegów. I właściwie największym problemem związanym z samą operacją są koszta. Korekta płci nie jest refundowana w Polsce, wbrew opinii wielu ludzi. A sam zabieg do tanich nie należy, gdzie tu problem? No cóż z zatrudnieniem osób cispłciowych nie jest wesoło, a co dopiero osób transpłciowych, gdzie często gęsto pracodawce zniechęcają prywatne przekonania.

Bo samo rozpoczęcie leczenia strasznie skomplikowane nie jest, oczywiście wiąże się ono z wydatkami i to nie banalnymi. Część wymaganych badań można wykonać "na NFZ", ale nie te najdroższe. Tak samo leki hormonalne z nieba nie spadną, a wybranie recepty kosztuje nie mało. A takim największym problemem osoby rozpoczynającej leczenie jest nie przemyślenie decyzji. Sama nim rozpoczęłam kuracje hormonalną i podjęłam decyzję o przejściu operacji przeczytałam sporo różnych publikacji, oraz wiele wypowiedzi innych transseksulnych kobiet w trakcie i po korekcie.

Hormony wpływają nie tylko na wygląd fizyczny, zmiany dotykają również psychiki. Gdy rozpoczęłam leczenie i w krótkim czasie drastycznie spadł mi poziom testosteronu, to przez długi czas cierpiałam na głęboką depresję. Nie mogę też nie wspomnieć, że przez leniwego i nie dbającego o pacjentów lekarza miałam źle dobrane dawki hormonów. Po kilku miesiącach doprowadziło to do skrajnego wyczerpania organizmu i przesypiałam większość dnia. Dopiero zmiana lekarza prowadzącego i ustawienie na nowo dawek leków przywróciło mnie do życia.

Tak więc przed podjęciem decyzji o korekcie dobrze mieć to wszystko dokładnie przemyślane i zapoznać się z innymi historiami. Osobiście poznałam ludzi którzy podjęli błędną decyzję i którzy popadli potem w czarną rozpacz. Bo o ile można znów zacząć przyjmować testosteron i cofnąć zmiany farmakologiczne, to już bezpłodności nie da się uniknąć. A i zmian dokonanych operacyjnie już się nie cofnie.

A więc to czy w Polsce jest trudno przejść korektę płci, to bardzo indywidualna sprawa. Wiele zależy od wytrzymałości psychicznej i wsparcia bliskich. Moje osobiste doświadczenia wskazują na to że nie jest łatwo, ale też i nie jest jakoś tragicznie. Moja stara znajoma przeszła natomiast cała procedurę bez większego stresu, a ktoś jeszcze inny może powiedzieć że to był największy koszmar w życiu.

poniedziałek, 14 stycznia 2019

Ty naprawdę?

Naprawdę jesteś trans? Jest to pytanie z którym spotykam się dość często i jest zadawane przez ludzi którzy spotykają mnie pierwszy raz. Czasami po tym pytaniu pada drugie "Ale czemu chcesz być mężczyzną?", jednak to już pada bardzo rzadko i jeśli już do tego dojdzie to bawi mnie to niezmiernie.

Właściwie to ciężko mi uwierzyć, że ludziom tak ciężko uwierzyć w moją transpłciowość. Zazwyczaj traktują moją szczerość jako żart, lub sprowadzają do próby spławienia przy podrywie. I nie bardzo jestem pewna czym jest to spowodowane. Mam oczywiście jakieś swoje domysły i nimi właśnie chce się podzielić z wami.

W naszym pięknym kraju transpłciowość kojarzy się głównie z transwestytyzmem, oraz filmami porno z shemale. Tak więc wizerunek osoby transpłciowej po pełnej korekcie płci mimo wielu kroków na przód w ostatnich latach nadal jest gdzieś tam daleko w kosmosie. Dla przeciętnego Kowalskiego w większości przypadków skojarzenie jest dość oczywiste. Trans = przebieraniec = kobieta z penisem.

I nie. Nie zamierzam tutaj piętnować w jakikolwiek sposób zjawiska transwestytyzmu, czy też pracy w sexbiznesie. Jak wiele razy wspominałam, to różnice sprawiają, że świat jest piękny i piętnując to nie mogła bym spojrzeć sama na siebie. Rozchodzi mi się tylko i wyłącznie o braki w edukacji, parasol transpłciowości jest bardzo rozpięty, a tak po prawdzie nie ma wiedzy nawet o tych kilku podstawowych odmianach tego problemu.

I właśnie te braki w edukacji sprawiają, że nawet ludzie powszechnie brani za światowych i inteligentnych potrafią się pogubić w relacjach z nami. Oczywiście w wypadku ludzi których pociągają osoby transpłciowe wiedza jest dużo głębsza, ale wynika to głównie z racji przebywania przez długi czas w naszym środowisku. Bo ktoś kto dopiero wkroczył w ten świat zazwyczaj wie tyle, że istnieją takie osoby.

A pytania typu "naprawdę jesteś trans?" są bardzo irytujące. Owszem czasem nas śmieszą, ba nie raz ani nie dwa żartowałam z tego ze znajomymi. Jednak na dłuższą metę to irytuje, zresztą takich irytujących zachowań jest dużo więcej i może powinnam kiedyś powiedzieć o nich nieco więcej. I o ile w życiu codziennym to nie sprawia problemu, bo w sumie większość ludzi których się mija na ulicy nie interesuje życie innych mijanych przechodniów. To bywają sytuacje w urzędach, czy też przy spotkaniach z przedstawicielami służb publicznych, gdzie ta edukacja o nas i naszym problemie mogła by bardzo ułatwić życie. Nie tylko nam, ale i tym wszystkim ludziom którzy często mają ochotę zacząć zadawać różne i to nie koniecznie potrzebne i grzeczne pytania.


sobota, 12 stycznia 2019

Zawór bezpieczeństwa

Stres, ciągły bieg, szum informacyjny atakujący z każdej strony, depresja. We współczesnym świecie bardzo łatwo się zgubić i zapomnieć jak cenne jest życie. I właśnie dlatego tak ważne jest posiadanie jakiegoś zaworu bezpieczeństwa. Czegoś co pozwoli wyładować całą negatywną energię z naszego wnętrza.

I tak moje metody rozładowywania stanów lękowych, stresu i całej reszty z szerokiej gamy problemów mogą wielu osobom wydawać się dziecinne, jednak najważniejsze jest to że działają. Myślę, że kilka z nich jest nawet uniwersalna i może pomagać większej ilości ludzi niż mi się wydaje.

Najlepszym i najbardziej skutecznym sposobem jest w moim wypadku przytulenie. Stres, strach, smutek wszystko powoli znika jak za dotknięciem magicznej różdżki. W wypadku braku bliskiej osoby  mam całą kolekcję pluszaków, które chociaż nie są tak skuteczne jak ciepło drugiego człowieka również pomagają. Świetnie sprawują się też zwierzęta, nie dość że można się do nich przytulić to również zawsze wysłuchają i nie trzeba się obawiać ich krytyki.

Już w wieku nastoletnim wiele negatywnych emocji przelewałam na papier w formie wierszy i o ile dziś nie piszę już tak dużo jak kiedyś, a właściwie rzecz biorąc to już prawie od roku nie napisałam żadnego wiersza to doskonale zdaje sobie sprawę że jest to jedna z bardziej skutecznych opcji wyrzucania z siebie tego co złe.

Gry to moja metoda na agresję, mogę ja wyładować przy ekranie lub spotykając się na sesji rpg ze znajomymi w wyimaginowanym świecie. Pomaga również wysiłek fizyczny, chociaż od pewnego czasu rozleniwiłam się i nie ćwiczę już tak jak kiedyś. Ale nawet długi spacer potrafi rozładować ten ogromny ładunek złości który od czasu do czasu we mnie się pojawia.

Nie da się jednak ukryć, że najlepsza jest rozmowa. No ewentualnie rozmowa i przytulenie się do bliskiej zaufanej osoby. Otworzenie się i wywalenie z siebie całego bagna zalegającego nam w sercu jest oczyszczające jak prysznic po długim dniu na siłowni. Z drugiej strony jest to też bardzo trudne, znalezienie kogoś przed kim można się otworzyć tak na sto procent wydaje się wręcz niemożliwe i trzeba bardzo ostrożnie dobrać sobie taką osobę. Jednak jeśli już się uda... to jak urlop od życia.

czwartek, 3 stycznia 2019

Pierwszy raz

Ten tytuł to niezły clickbait, ale nic lepszego nie przyszło mi do głowy. Zwłaszcza, że mam zamiar rozpisać się o kilku pierwszych razach. O momentach które dla mnie w pewien sposób były wyjątkowe. Tak więc zacznijmy tę podróż w przeszłość.

Takim "pierwszym" pierwszym razem do jakiego chcę wrócić myślami to moje pierwsze wyjście z domu em femme. Było to zimą 2013 roku i doszło do tego pod namową mojej przyjaciółki. Poza mrozem przez który się okrutnie przeziębiłam mimo płaszcza który pożyczyła mi przyjaciółka nie da się zapomnieć emocji towarzyszących temu przeżyciu. Z pewnością był strach, gdy mijali nas przechodnie i niesamowite poczucie szczęścia. Szczęścia, że w końcu się odważyłam na ten krok do przodu.

Nawet głupi zakup pierwszej sukienki zapadł mi głęboko w głowę. Chodzenie między wieszakami i zastanawianie się która się będzie najlepiej nadawała do występu w telewizji. Czułam się trochę jak dziecko które dostało pieniądze na wydanie w sklepie ze słodyczami. Zresztą jak już wspomniałam wiąże się z tym mój pierwszy występ w telewizji, który okazał się straszniejszy w mojej głowie niż w rzeczywistości. Poznałam też wtedy kobietę która podziwiam do dziś, a która przyjechała tam specjalnie po to by mnie wesprzeć.  Niesamowite uczucie które ciężko opisać i nawet nie będę próbować.

Pierwszy raz kiedy obca osoba użyła wobec mnie żeńskiej formy osobowej... nie ma sensu nawet zagłębianie się w to. Wystarczy, że wspomnę o tym jak przyjaciółka mnie prosiła bym przestała się tym podniecać. To było dla mnie przełomowe przeżycie, że w końcu ktoś obcy nie wiedzący o moim leczeniu sam z siebie użył w stosunku do mnie "proszę pani". Dziś to codzienność i nawet sama wracam do tego wspomnienia z pewnym rozbawieniem.

A takim magicznym pierwszym razem był pierwszy bukiet który dostałam od mężczyzny. Płatki z tych tulipanów mam zasuszone i zawsze na wierzchu w bezpiecznym miejscu które często jest w zasięgu mojego wzroku. To chyba wystarczająco pokazuje jak bardzo to było dla mnie ważne przeżycie. Zresztą wtedy też wpadłam na pomysł by upamiętniać takie rzeczy na zdjęciach, by móc do nich wracać. Ot sentymentalna jestem, ale to nie jest zła cecha.

I takich pierwszych razów mogła bym wymienić mnóstwo, w pewien sposób zaakceptowanie i ruszenie w stronę swojej kobiecej natury jest jak nowe narodziny. Mnóstwo rzeczy które nie wydają się niczym niezwykłym zyskują nowych barw i potrafią zapaść w pamieć na zawsze.