wtorek, 28 maja 2019

Czy nosisz koronkowe majtki?

Absurdy, w naszym kraju jest ich pełno. Co ja mówię (tfu piszę) absurdów nie brakuje na całym świecie, ale mnie dziś interesują przede wszystkim różne absurdy związane z procedurą korekty płci. Niektóre z tych przykładów nie są z nią związane jako takie same w sobie, tylko to prywatne rekcje i przekonania ludzi którzy nas przez te procedury przeprowadzają.

Oczywiście najbardziej znanym absurdem jest pozywanie swoich rodziców w ramach prawnej procedury uzgodnienia tożsamości płciowej. Że niby przy narodzinach źle płeć określono... Zaczynam od tego z paru powodów. Po pierwsze pozwanie swoich rodziców prowadzi do rozlicznych rozłamów w rodzinach, oraz często zatrzymuje sprawę w martwym punkcie. Gdy nietolerancyjni rodzice stają okoniem i nie zamierzają pomóc swojemu dziecku wyjść z koszmaru.

No i to złe określenie płci przy narodzinach... od razu mam w wyobraźni niemowlę przychodzące na świat z tabliczką "Jestem osobą transpłciową, nie określajcie mojej płci". Żeby było zabawniej jeśli dana osoba nie ma rodziców/opiekunów to jest wyznaczany przedstawiciel tychże. I to tyle jeśli chodzi o wolność wyboru i podejmowanie decyzji o sobie bez ingerencji państwa.

Diagnozowanie... Oj temat nie wyczerpanych absurdów, głupot, tragedii. Ile lekarzy tyle historii tutaj nie ma jednego utartego scenariusza. Chociaż mogę śmiało napisać, że mamy bardzo uznanego specjalistę w kraju, który przez długi czas miał zwyczaj i nie jestem pewna czy dalej takowego zwyczaju nie ma, by przepisywać hormony bez żadnych badań. Ot dostajesz receptę w rękę i w gratisie do niego stwierdzenie - tylko zacznij brać po zrobieniu badań.

Zresztą to jeszcze nic wielkiego gorzej, gdy dochodzi do zdiagnozowania przez psychologa. Najmniejszy problem, gdy trafiamy na kogoś zadającego bzdurne pytania o to jaką nosimy bieliznę. Tacy zadają liczne bzdurne pytania, używają przestarzałych testów do postawienia diagnozy, ale jednak ją stawiają. Zdarzają się też przypadki... beznadziejne. Idziemy do takiego psychologa, a ten zaczyna nas zarzucać terapiami by pomóc nam odnaleźć się w płci fizycznej. A przy tym często oferuje wsparcie religijne, wspólne modlitwy itd. itp.

Operacje. Moim ulubionym absurdem jest to, że operacje mamy rzekomo refundowane. Ja tu już nie wspominam o innych głupotkach, oraz problemach związanych z papierologią tej części leczenia. Najzwyczajniej w świecie jest to jeszcze przed mną, a zwykłam pisać tylko i wyłącznie z własnych życiowych doświadczeń. Koszta nie są małe i wbrew przyjętej opinii refundowane nie są. Owszem są pewne sposoby by coś tam zrobić na refundacje, ale to kosztuje sporo nerwów i trzeba się nachodzić.  Tak samo leki które musimy przyjmować, hormony nie są refudnowane. Dopiero po przejściu procedury prawnej jako pełno prawna kobieta będę mogła sobie estrogen wybrać za niższą cenę. Tak więc obrońcy budżetu naszego kraju, możecie spać spokojnie bo za praktycznie wszystko musimy płacić sami i nic z rządowych pieniążków nie jest przeznaczane na "zboczeńców". Wasze 500+ jest bezpieczne.

Oczywiście absurdalnych sytuacji jest dużo więcej, transseksualni rodzice mają też dużo ciekawych problemów z którymi muszą się borykać. Jednak wyczerpanie wszystkiego jest praktycznie nie możliwe. Ile ludzi tyle absurdów. Prawo może być interpretowane na różne sposoby, lekarze mają swoje własne przekonania i różne zachowania. I musiała bym wysłuchać naprawdę wielu historii by móc choćby liznąć ten temat. Testy prawdziwego życia prowadzone przez niektórych lekarzy, testy które w Polskich realiach to istny kabaret. Biegli odmawiający udziału w sprawach sądowych na 2 godziny przed rozprawą... Tego jest mnóstwo i nie da się o wszystkim napisać w krótkim tekście, tak naprawdę to materiał na książkę.

wtorek, 21 maja 2019

Tragedie

W sieci nadal głośno o tragedii jaką było samobójstwo pewnej młodej transpłciowej działaczki i myślę, że nie muszę mówić głośno o co mi chodzi. Media internetowe grzmią, a wraz z nimi środowisko. Czy też społeczność lgbt.

Prawdę mówiąc nie chciałam o tym pisać, każdy człowiek który ma serce na odpowiednim miejscu nie potrzebuje tego. Jednak jako osoba, dla której symbol ; to coś więcej niż tylko znak interpunkcyjny... Nie mogę siedzieć cicho.

"Wspierajmy się jako społeczność", wszędzie to czytam i gotuje się we mnie od tych pustych słów. Czy zawsze musi najpierw dość do tragedii by rozpoczęła się dyskusja na jakiś nie wygodny temat? W tym wypadku o nietolerancji osób transpłciowych, ale jak spojrzymy wstecz i to nie w nie odległą przeszłość zobaczymy inne krzyki o pomoc które nie zostały wysłuchane z pozostałych tęczowych literek.

I też dopiero jak doszło do tych smutnych i przerażających wydarzeń zaczęły się dyskusje... I wszystko to skończyło jako narzędzia. Tylko nie narzędzia motywujące do edukacji i zmniejszenia ilości takich tragedii, tylko narzędzia polityczne. Zresztą cała tęcza to jedno wielkie narzędzie w rękach polityki. Straszak lub marchew dla tłumów by głosowali na tych czy tamtych. I nic... nic się nie zmienia.

Wspierajmy się... i tak będzie jeszcze przez jakiś czas, a potem wróci normalność w której wspieranie się zamieni się w te wszystkie złe zachowania które sami chcemy zmienić. Bo ta "społeczność" nie ma w zwyczaju się wspierać, taka jest niewygodna prawda o której się nie mówi. A niestety literka t ma się w tym wszystkim najgorzej i to też niewygodna prawda o której dopiero zaczęło się mówić głośno przez jakiś czas. Zamiast się wspierać sami siejemy na własnym polu chwasty i obojętnie patrzymy jak je zarastają.

Społeczność LGBT walczy o zmiany, tylko w dużej mierzę powinno zacząć tę walkę od środka. Zajrzeć w głąb siebie i zobaczyć zaropiałą ranę na własnym ciele. Bo jeśli mam być szczera, nikt nigdy nie zgnębił mnie tak jak inny członek tego "wspierającego się" środowiska. Bo po tragedii nagle wszyscy jesteśmy dla siebie cudowni i mówimy głośno jak to źle się stało i czemu się stało bo przecież nas miał/a. Tylko niestety koniec to zazwyczaj kropka, a nie średnik. A wtedy jest już za późno, więc obudźmy się w końcu z tego tęczowego snu i zajmijmy się szarą rzeczywistością.

czwartek, 16 maja 2019

Obnoszenie się

Osobiście nigdy nie spotkałam się z takim zarzutem, ale docierają do mnie takie słuchy że jako mniejszość obnosimy się ze sobą. W moim wypadku to pewnie obnoszę się podwójnie jako transpłciowa osoba i jeszcze ze swoją orientacją... Jednak prawda jest taka, że często jestem/śmy do tego zmuszeni przez okoliczności.

I nie mam tu na myśli okoliczności o których wspominałam nie jednokrotnie w poprzednich postach, czyli spławianiu natrętnych facetów poprzez coming out. Mówię o codziennych sytuacjach, które wymuszają na nas ten coming out, chociaż nie koniecznie tego chcemy. Temat jest mi o tyle na czasie, że niedawno musiałam przez to przechodzić.

Będąc nie tak dawno temu na badaniach wzroku i przy tym doborze soczewek oraz oprawek okularów musiałam wyjąć dowód osobisty i podać z niego dane. Nie funkcjonuje prawnie jeszcze jako kobieta i doprowadziło to do sytuacji w której najzwyczajniej w świecie musiałam powiedzieć o sobie, a pani która mnie obsługiwała stanęła na wysokości zadania i bez robienia wielkiego halo zadała mi dyskretnie kilka pytań tak by nikt nie zwrócił na to uwagi i bym czuła się komfortowo.

Zresztą ta sama sytuacja nastąpiła parę minut później, gdy w gabinecie lekarz spojrzał na moją kartę pacjenta i też po zadaniu jednego prostego pytania o to w jakiej formie ma się do mnie zwracać przeszedł do meritum sprawy. I nie ukrywam, że byłam mile zaskoczona poziomem przygotowania pracowników, ponieważ nie wszędzie jest tak miło i w miarę bezstresowo.

A sytuacje w jakich może zaistnieć potrzeba takiego wyjścia z szafy bywają naprawdę prozaiczne i o wiele częściej sprawiają przykrość niż satysfakcje. Chociaż większości pewnie ciężko sobie uświadomić fakt, że wbrew pozorom wiele sytuacji w których niby się ze sobą obnosimy nie są niczym innym niż wymuszeniem takiego zachowania przez sytuacje.

Owszem jak pojawiałam się w telewizji to można powiedzieć, że było to obnoszenie się ze sobą bo przecież po co edukować o takich sprawach jak orientacja seksualna, czy tożsamość płciowa. Jednak w codzienności nie mam ochoty mówić o swojej przeszłości i o wszystkich zabiegach jakie muszę przejść, ani tłumaczyć się że jestem bi i mam partnerkę a nie partnera. I właśnie to ma na celu takie "obnoszenie" się czy to w telewizji, czy paradach. Edukacja i próba zwrócenia uwagi na problemy ludzi którzy są stygmatyzowani jako zboczeńcy.

I skoro my obnosimy się to jak nazwać wszystkie ataki na mniejszość do której należę? Kontrdemonstracje o niby normalność, czy też coś bardziej przyziemnego czyli ataki agresji gdy sytuacja doprowadza do tego, że nawet nie chcąc musimy wyjść z tej przysłowiowej szafy. My się obnosimy chociaż nie chcemy, ale tak zwana norma obnosi się z chorą satysfakcją zgnębienia "zboczeńca". Bo na dobrą sprawę od konstruktywnej rozmowy dużo częściej spotykam agresję i to nie jest agresja z mojej strony jak i większości moich sióstr i braci w tęczy. Chociaż zdarzają się haniebne wyjątki o których wolę nie wspominać.

Zakończę ten długi jak na mnie post prostą myślą: żyj i daj żyć innym. Bo tak naprawdę właśnie o to w tym wszystkim nam chodzi. Chcemy móc żyć swoim życiem, mieć możliwość odwiedzić ukochaną osobę w szpitalu bez stresu, wyciągnąć dowód osobisty i nie bać się że zaraz omyje nas fala poniżenia. Też chcemy normalności, tylko najpierw trzeba się pogodzić z tym że to co normalne nie jest jednokolorowe i widać to na przestrzeni wieków w całej przyrodzie.