poniedziałek, 8 lipca 2019

Ciałopozytywność, a transseksualizm

Kilka dni temu "Okiem Panny Lumy" miało swoje pierwsze urodziny. Nie spodziewałam się, że będę was męczyć swoimi tekstami aż cały rok.  Cieszę się, że jesteście ze mną tak długi czas i  mam nadzieję, że będziecie towarzyszyć dalej.

Z okazji tego wspólnego roku postanowiłam wrócić do tematu bodypositive, jeśli ktoś nie wie o czym mowa to zapraszam do lektury jednego z pierwszych postów. I zacznę może od przypomnienia, że ruch ten to nie "promowanie otyłości", tylko zachęcanie by patrzeć na każde ciało z otwartym umysłem i bez wpędzania kogokolwiek w poczucie bycia gorszym z powodu jego wyglądu.

A jak się do tego ma transseksualizm? Odpowiem na swoim przykładzie, zresztą jak zawsze. Spojrzenie na siebie przychylnym okiem zajęło mi ładnych kilka lat i wymagało to pomocy kilku bliskich mi osób. Dziś jestem wysoką kobietą z lekką nadwagą i czuje się ze sobą świetnie, jeszcze kilka lat temu nawet, gdy brałam hormony często spotykałam się z docinkami na temat mojej niedowagi. Możecie mi wierzyć na słowo - wyglądałam jak śmierć, tylko mi kosę do ręki dać.

Tak czy siak o ile waga jest zazwyczaj pierwszą myślą jaka przychodzi po usłyszeniu terminu bodypositive, to ja bym chciała zająć się czymś trudniejszym. Dysforia. Ten mały demonik siedzący każdej osobie transpłciowej na ramieniu i przeszkadzający w życiu. Nie da się całkiem wygrać z dysforią - no może po operacji, ale tej jeszcze nie mam za sobą. Jednak można pokochać siebie.

Przez lata nie mogłam patrzeć na swoją sylwetkę, budowę twarzy, czy chociażby zarost który doprowadzał mnie do szewskiej pasji. Hormony nieco pomogły, jednak tam gdzie wszyscy widzieli zachwyt nad moimi zmianami fizycznymi ja widziałam tylko... meh. Aż pewnego pięknego dnia przeglądając czeluście internetu wdałam się w dyskusje na temat wyglądu jednej zaczynającej leczenie dziewczyny i... widziałam jej potencjał. To jak może się zmienić.

I tak też doszłam do prostej konkluzji która bardzo mi ułatwiła życie, przestałam szukać zmian które zachodziły powoli i dla mnie były nie widoczne. Zaczęłam patrzeć na siebie z przyszłości, jaka będę i to bardzo mi pomogło. Owszem nie jestem po operacji, ale już widzę że będę miała ładny wzgórek i się z tego cieszę. Bo prawda jest taka, że bez tego kim byliśmy przed korektą, nie możemy być sobą dziś. I owszem kiedyś wstydziłam się i nie akceptowałam siebie tak bardzo, że spokojnie można było to uczucie nazwać nienawiścią. Jednak dziś...

Dziś mogła bym przytulić tego chłopaka którym byłam i podziękować za to jaki był. Bo właśnie dzięki temu ja jestem jaka jestem. Tylko dzięki fizycznym predyspozycją zmiany w moim ciele są takie i robią efekt wow. Owszem wolałabym się urodzić bez potrzeby wprowadzania tych zmian i myślę, że każda osoba transpłciowa przyznała by mi rację. Jednak warto popatrzeć na siebie przychylnie i pokochać się takim jakim się jest.

Na koniec przypomnę tylko, że na Fb stworzyłam stronę bloga. Możecie się przez nią ze mną kontaktować, zadawać pytania, dyskutować z innymi czytającymi mnie ludźmi i ogólnie pomagać w dalszym pisaniu. Zapraszam was na: Panna Luma

2 komentarze:

  1. Mnie najbardziej pomogło... wrzucanie nagich fotek do netu i umówienie się z pierwszym i drugim facetem na seks :P (z drugim może nawet bardziej bo się nie zorientował :D /chociaż miałem napisane nawet w profilu - po prostu niektórzy nie czytają ;) /). Wiem jak to brzmi, ale taka jest prawda, dlatego będę o tym mówił.
    Mówi się, że na seksie nie należy budować poczucia własnej wartości, ale ja się z tym nie zgadzam - na wszystkim innym moje było dawno zbudowane :P tylko ta sfera kulała. Najwyraźniej każdy ma swoją drogę :) W sumie zainspirowałaś mnie, mam od daaaawna na ten temat zaczętą notkę, może w końcu ją napiszę do końca ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej każdy ma swoją drogę i swoją historię. Ja staram się opisywać swoje doświadczenia, ale jak najbardziej kolejny tekst pokazujący inne spojrzenie na problem się przyda.

      Usuń